Douglas na fali mody na eko kosmetyki postanowił się wpasować w trend. Niestety nie wyszło. Taką reklamę zobaczyłam w prasie. Przyjrzyjcie się uważnie – na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystkie kosmetyki na zdjęciu są naturalne i mają dobry (czyli naturalny) skład. NIE! 

Zielone listki to najbardziej popularny przejaw greenwashingu, czyli udawania eko. Która z marek ma w pełni naturalny skład? 

Przeanalizujmy je po kolei:

Mario Badescu mgiełka do twarzy z aloesem, ogórkiem i zieloną herbatą. Ale zanim dojdziemy do ogórka to na drugim (!) miejscu w składzie mamy Propylene Glycol, który wyklucza ten kosmetyk z grona naturalnych. Dlaczego?

Producenci kosmetyków naturalnych nie używają tego składnika w swoich produktach. Główną wadą Propylene Glycolu jest przenikanie przez warstwę rogową naskórka. W ten sposób transportuje inne składniki w głąb skóry – te dobre i te złe. Są badania potwierdzające jego działanie rakotwórcze. Na skórę działa wysuszająco i podrażniająco. Kosmetyki zawierające ten składnik stosowane w okolicach oczu mogą powodować zapalenie spojówek. Powodzenia z mgiełką do twarzy….

Ecooking – marka mi do tej pory nieznana. Ale poszłam do Douglasa specjalnie po to, żeby sobie poczytać składy. Zwróćcie uwagę na nazwę – to sprytna gra słów. Eco i gotowanie (cooking). To kluczowe dla stworzenia przekazu marketingowego. Porównałam te przekazy na polskiej stronie Douglasa i w anglojęzycznym sklepie Cult Beauty. 

No więc na Cult Beauty mamy info, że założycielka marki ręcznie w kuchni mieszała składniki, stąd gra słów o gotowaniu. Potem czytam, że ta założycielka połączyła ekologiczne idee z naturalnym wyglądem opakowań (czujecie to?!) i z tym, że niektóre składniki można wykorzystać przy gotowaniu. A więc to nie oznacza, że mamy prawdziwie naturalny skład. Dla mnie to ekościema.

Tymczasem na stronie polskiego Douglasa przekaz marketingowy jest taki, jakby to była jakaś Tata Harper albo inne super naturalne kosmetyki ze wszystkimi znanymi certyfikatami dla kosmetyków naturalnych. Oto najlepsze cytaty z polskiego przekazu marketingowego:

„Minimalistyczne skandynawskie opakowania i skuteczne receptury całej linii naturalnych i ekologicznych produktów do twarzy i ciała (…)”

„Produkty składają się w 100% z olejków organicznych w połączeniu z najwyższej jakości naturalnymi peptydami i witaminami. Preparaty są wolne od parabenów i wegańskie.”

Jest wprawdzie olej do twarzy, który w składzie ma olej sezamowy i olej jojoba. Ale w ofercie tej samej marki jest też i mydło do rąk z SLS, PEG, Phenoxyethanolem i sztucznym zapachem w składzie. Pojedyncze kosmetyki z dobrym składem nie przyćmią fatalnego składu innych produktów tej samej marki. Także zawsze czytajcie listę składników. Bo nawet jeśli jeden kosmetyk ma dobry skład, to nie znaczy (zwłaszcza w tym przypadku), że pozostałe też będą miały dobry skład. 

Na zdjęciu widzicie krem na dzień tej marki, który w składzie ma Triethanolamine (TEA) – ta chemiczna substancja stosowana na dłuższą metę zaczyna się wchłaniać przez organizm. Są badania potwierdzające toksyczność tej substancji dla układu odpornościowego i oddechowego. Nie muszę chyba dodawać, że jest to składnik kompletnie nieakceptowalny przez producentów kosmetyków naturalnych. 

Douglas Naturals – tu bardzo ubolewam, bo wiem, że to decyzja niemieckiej centrali. Były produkty, które miały certyfikat NaTrue i bardzo dobre składy. 

To już czas przeszły dokonany. Zostały zastąpione nowymi kosmetykami z gorszym składem i deklaracją, że 94% składników jest naturalnego pochodzenia (to za mało na certyfikat). No i ten skład nie jest już taki dobry, jak był kiedyś. Co ciekawe, na polskiej stronie nie podają składów INCI, a na niemieckiej i owszem. Taka ciekawostka.

No i wreszcie mamy jeden (!) w pełni naturalny kosmetyk w tym uroczym zestawieniu. To Kora Organics i olejek noni glow face oil – skład bez zarzutu, do tego jest certyfikat Cosmos Organic. Tak więc tyle, jeśli chodzi o wybór marek przez Douglas. Żaden Glamour i zdecydowanie za mało ECO.