Czy wiecie, że w samolocie jest najbardziej suche i zanieczyszczone powietrze?
Bardzo często podróżując samolotem mam wrażenie, że za chwilę będę miała chore gardło. Zwykle to wrażenie mija po przylocie. Ale wiem, że to wina powietrza, którym oddycham w czasie lotu. Dlatego zabieram ze sobą na pokład 3 przydatne rzeczy, które przydadzą się w przestworzach.
Przede wszystkim żel do mycia rąk bez mydła. W takich produktach najbardziej szkodliwy jest triclosan, który powoli jest wycofywany i zastępowany alkoholem. Pianka od Bentley Organic bazuje na aloesie i olejkach eterycznym – m.in. cytrynowym, który daje orzeźwiający zapach.
Mam też ze sobą wodę termalną w spraju – teraz Avene. Nawet najbardziej tłusta skóra staje się momentalnie sucha w samolocie. Spryskuję wodą całą twarz, a nadmiar wody zbieram chusteczką przykładając ją do twarzy. Jeśli woda sama wyschnie to twarz jeszcze bardziej się wysusza.
Podróżując z dzieckiem mam też ze sobą mokre chusteczki, ale ten wariant od Green Sprouts to sprytne kapsułki roślinnego pochodzenia, które pęcznieją po namoczeniu w wodzie i zmieniają się w mokre chusteczki. To jest znacznie lżejsze i zajmuje mniej miejsca niż zwykłe mokre chusteczki, które często są nasączone różnymi substancjami i są dodatkowo perfumowane.
Wszystkie te produkty nadają się do bagażu podręcznego i nie trzeba się z nich nikomu tłumaczyć. Polecam na krótkich i długich lotach.