Czego na pewno nie polecam na pokładzie samolotu? Kawy i herbaty. Ani nawet wrzątku do zrobienia mleka dla niemowląt. Dla dzieci do 2-go roku życia można zabrać ze sobą ciepłą wodę w termosie.


Wilgotność powietrza na pokładzie wynosi 10-20%, czyli bardzo sucho. Dlatego powinno się dużo pić w trakcie lotu. Ale spośród serwowanych na pokładzie napojów najlepiej wybrać zamkniętą butelkowaną wodę. W zeszłym roku w USA przeprowadzono badania jakości wody na pokładzie (Airline Water Study) – tej, z której robi się kawę i herbatę oraz wodę w kranie w toalecie. Zastrzeżeń co do jakości wody było sporo. Najlepsza była w Alaska Airlines, a najgorsza w JetBlue (było tak źle, że nawet nie powinno się myć rąk w takiej wodzie, lepszy byłby antybakteryjny żel).


To nie pierwsze takie badanie, o którym czytałam. Dlatego od wielu lat nie piję w samolocie kawy ani herbaty. Na krótkich dystansach niczego nie jem. Dla dziecka mam własne kanapki i przekąski. Nie ma problemu z tym, żeby wnieść na pokład swoje jedzenie. Na niektórych lotniskach są stanowiska, gdzie można sobie wlać wodę pitną do swojego bidonu. A jak nie ma to po prostu kupuję butelkę wody w bandyckiej cenie na lotnisku – u nas 6 zł za pół litra. Ale nie ma co tutaj oszczędzać. Picie wody w trakcie lotu jest bardzo ważne, ale umycie rąk można sobie odpuścić w mikro umywalce (zwłaszcza na krótkim dystansie, ja podróżuję z eko pianką antybakteryjną). Myślę, że taka woda w kranie w toalecie samolotowej (gdzie wielokrotnie widziałam napisy: no drikning water) może być bardziej szkodliwa niż wiele nienaturalnych kosmetyków, których unikam. A przy okazji kosmetyków – nigdy się nie maluję, gdy lecę samolotem. Moja cera bardziej niż podkładu potrzebuje wtedy dobrego kremu nawilżającego.