Naturalne perfumy zwykle kojarzą się z wodą kwiatową o zapachu różanym. Też kiedyś miałam takie o nich wyobrażenie. Ale nieustająco poszukiwałam nowych i wiedziałam, że w końcu muszą się pojawić na rynku.

Nie oznacza to, że nie używam również perfum konwencjonalnych – w sensie nie ekologicznych. Ale to jedyne moje rzeczy w łazience, które mają sztuczny zapach. I jestem tego w pełni świadoma. Mimo to wciąż poszukuję nowych eko zapachów.

Na targach w Norymberdze znalazłam niemieckie Florascent Parfumeurs. Wiele różnych interesujących zapachów, ale niestety zupełnie nietrwałe. Bardzo szybko się ulatniały.

Aż w Galilu w tym roku pojawiła się marka Abel. Przede wszystkim, co bardzo ważne w tym przypadku, perfumy są dostępne stacjonarnie. To ważne, bo przez internet nie da się powąchać i nigdy nie kupuję w ten sposób perfum. Ale jeszcze ważniejszy jest tutaj skład.

Każdy zapach jest skomponowany z wysoko skoncentrowanej mieszanki naturalnych olejków i izolatów (organicznych i certyfikowanych). Jest tutaj także piżmo, ale nie jest pochodzenia zwierzęcego, ani nie jest syntetyczne. Abel wykorzystuje piżmo naturalnie pozyskane z nasion ambretowych.

Zacytuję tutaj twórców marki: „Syntetyczne piżmo jest szeroko wykorzystywane dzięki swoim właściwościom utrwalającym i uwypuklającym zapach, mimo że jest również uznawane za toksyczne dla ludzi i środowiska. Ponieważ jednak tworzenie perfum bez piżma jest jak gotowanie bez masła, ta wegańska wersja piżma jest dla nas punktem zwrotnym i pozwala nam ustalić nowe zasady gry w perfumeryjnym świecie”.

I to jest kluczowe stwierdzenie. Bo dzięki temu składnikowi udało im się stworzyć prawdziwie ekologiczne perfumy, które w niczym nie ustępują tym pozostałym na rynku. Mogą śmiało konkurować z drogimi niszowymi markami. Nie mówię o popularnych zapachach, którymi swego czasu pachniało pół miasta, jak np. Calvin Klein, bo dla mnie tak pachną tanie odświeżacze powietrza. Mam na myśli mniej popularne marki perfumiarskie, których nie znajdziecie na wyprzedaży w każdym centrum handlowym.

Także zachęcam do odwiedzania Galilu, żeby sobie powąchać te nowe zapachy i się z nimi zapoznać. Najbardziej przypadł mi do gustu zapach o nazwie Cobalt Amber, ale chcę jeszcze trochę poczekać, bo nie lubię kupować perfum, gdy na zewnątrz jest tak gorąco. Mam wrażenie, że ich nuta zapachowa zmienia się na skórze, bo w końcu bardziej się pocimy. Poczekam więc do jesieni, ale póki co – mam swojego faworyta.