Tnę od zawsze, o ile się da bez połamania nożyczek przy okazji albo ucięcia palca, na długo przed tym zanim skrajni ekolodzy zaczęli robić kremy w przydomowej kuchni (czego osobiście absolutnie nie popieram) i zabijać wzrokiem wszystkich, którzy robią w drogeriach jakiekolwiek zakupy kosmetyczne.
Chodzi o kilka rzeczy: cenę, chcę wiedzieć, ile jeszcze tam jest tego balsamu, no i mam poczucie, że faktycznie zużyłam go do końca. A to ma znaczenie przy dobrych kosmetykach. I taki właśnie był ten balsam. Przecięłam go nawet na 3 części, żeby łatwiej było wydłubywać resztki z opakowania.
Santaverde to jedna z moich ulubionych marek naturalnych z aloesem. Organiczny sok z aloesu jest tu na pierwszym miejscu listy składników zamiast wody. A to oznacza, że jest go bardzo dużo. Zdarza się, że kosmetyki aloesowe są tylko z nazwy, bo rozrobiony wodą sproszkowany aloes (zwany sokiem) jest pod koniec listy składników, a więc jest go tyle, co kot napłakał.
Także czytajcie listę składników i tnijcie tubki. Zdziwicie się, ile kosmetyku jest jeszcze do użycia.