Oto przykład składu, którego zdecydowanie unikam. Ale najpierw na przekaz marketingowy producenta:
„Przebadany okulistycznie” – to żadna dla mnie informacja, bo to przecież nie są krople do oczu, a myślę, że żaden okulista nie pozwoliłby na to, żeby ten płyn sobie wlać do oka.
„Nie zawiera substancji zapachowych” – to prawda, ale bez znaczenia. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam płyn do demakijażu oczu, który byłby w jakikolwiek sposób perfumowany. Więc taka informacja jest dla mnie bezużyteczna.
A teraz lista składników:
Cyclopentasiloxane – silikon, daje poślizg na skórze (nic poza tym) i może zapychać, może też gromadzić się w tkankach.
Isohexadecane – emolient, pochodna ropy naftowej (lubicie zmywać tusz benzyną?), działa komedogennie, czyli zapycha skórę.
Sodium Chloride – chlorek sodu, czyli po prostu sól, zdecydowanie wolę ten składnik w mydle albo peelingu niż w płynie do demakijażu oczu, bo skoro tu jest, to może szczypać.
Sodium Benzoate – benzoesan sodu, działa bakteriobójczo, dozwolony do stosowania w kosmetykach, ale w ograniczonym stężeniu, to tutaj jedyny składnik akceptowany w kosmetykach naturalnych.
2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol – inaczej bronopol, toksyczny konserwant, uwalniacz rakotwórczego formaldehydu, unikam jak ognia. Jak go widzę na liście składników to odkładam kosmetyk.
CI 42090 – błękit brylantynowy, stąd macie niebieski kolor tego płynu do demakijażu, ale ten błękit to nie jest czysty błękit oceanu, po którym będziecie mieć świeże spojrzenie, tylko rakotwórczy barwnik zabroniony w Niemczech, Austrii, Belgii, Francji, Norwegii, Szwajcarii i Szwecji. Komisja Europejska opublikowała w 2004 roku raport, z którego wynika, że barwnik podany chomikowi przeniknął mu do nerek.
Konkluzja:
Lepiej zmywać oczy olejem kokosowym. Nietoksyczny, tani, jeden składnik, nietestowany na zwierzętach, bez sztucznych zapachów, bez barwników. Dziękuję za uwagę.