Te kosmetyki stosuję teraz na co dzień, więc mogę Wam przedstawić moje wrażenia na gorąco:
Ta niedostępna w Polsce amerykańska marka z certyfikatem USDA Organic kusiła mnie od dawna swoimi opakowaniami i ładnymi zdjęciami na Instagramie. Postanowiłam w końcu coś wypróbować i kupiłam w Whole Foods kremowy preparat do oczyszczania twarzy. Zachęciła mnie lista składników:
Ingredients / Składniki INCI): Organic Aloe Barbadensis Leaf (Aloe Vera) Juice, Organic Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Purified Water, Potassium Hydroxide, Organic Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Organic Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil, Organic Azadirachta Indica (Neem) Leaf Oil, Organic Cyamopsis Tetragonoloba (Guar) Gum, Organic Cucumis Sativus (Cucumber) Extract, Organic Nasturtium Officinale (Watercress) Extract
Jednak opakowanie okazało się ładniejsze od zawartości. Ogórek i rukiew wodna, którymi producent chwali się na opakowaniu są na końcu składu. Za to aloes w połączeniu z olejem kokosowym nie jest dobrym zmywaczem dla mojej przetłuszczającej się cery. Oleju kokosowego używam sporadycznie jedynie do demakijażu oczu (gdy akurat skończy mi się płyn micelarny), ale nie do zmywania całej twarzy. Wracając do tego żelu, to ma też bardzo lejącą konsystencję. Lepsza byłaby tutaj pompka, bo strasznie się z niego leje i po prostu za dużo produktu mi ucieka przy jednorazowej aplikacji. Ale w związku z tym, że nie jestem z niego specjalnie zadowolona, to myję nim też plecy i dekolt.
Klasyka gatunku. Zdaję sobie sprawę, że zapach nie jest tutaj wyłącznie kompozycją olejków eterycznych, ale w tym wypadku mogę przymknąć na to oko. Ten krem myjący sprawdza się u mnie już od dawna. Używa go także moja córeczka, która ostatnio nawet myje nim włosy. Dobry i łatwo dostępny. Tani nie piszę, bo w Nimeczech niestety ceny są niższe, a biorąc pod uwagę ostatnie porównawcze artykuły na ten temat w sieci, nie opłaca się kupować w Rossmannie nic bez promocji, bo generalnie dopiero wtedy cena odpowiada tej w Niemczech. Jednak na niemieckiej stronie już go nie widzę, więc niewykluczone, że wejdzie do nas coś nowego wkrótce (jak już się wszystkie zapasy u nas sprzedadzą).
To wyższa półka pielęgnacyjna. Naturalny regenerujący szampon. Dobrze myje, dobrze się pieni, nie wysusza, ładnie się spłukuje. Jedyne zastrzeżenie mogę mieć takie, że też ma zbyt lejącą konsystencję i trzeba uważać przy nakładaniu, żeby nie wylać sobie za dużo na głowę. Ale za to namydlam tylko raz włosy. Nie ma potrzeby powtarzać aplikacji. Skład jest fantastyczny, aż dziwię się, że się tak dobrze pieni:
Składniki / Ingredients (INCI): Aqua, Herbal Infusion of Aloe Barbadensis Leaf Extract*, Camellia Sinensis (Green tea) Leaf Extract*, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract*, and Robus Ideous (Raspberry) Leaf Extract*, Coco Betaine, Glycerin, Sodium Chloride (Sea salt), Saccharum Officinarum (Molasses) Extract, Glycine, Oenocarpus Bataua (Rahua Ungurahua) Oil, Bursera Graveolens (Palo Santo) Oil, Hydrolyzed Quinoa, Panthenol, Potassium Sorbate (plant derived), Tocopherol (Vitamin E), Citric Acid.
*Denotes Organic Ingredient
Tu mam zwykle mieszane uczucia. Najbardziej lubię Sylveco (za brak intensywnego zapachu), ale od czasu do czasu daję szansę siostrzanym markom. Odżywka Biolaven to miłe zaskoczenie. Zapach (moim zdaniem sztuczny, ale trudno) szybko się ulatnia, więc mi nie przeszkadza. Zobaczcie zresztą na cały skład:
Składniki / Ingredients (INCI): Aqua, Vitis Vinifera Seed Oil, Cetearyl Alcohol, Cetyl Alcohol, Glycerin, Persea Gratissima Butter, Stearic Acid, Xylitol, Panthenol, Glyceryl Laurate, Decyl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Cyamopsis Tetragonoloba Gum, Sodium Alginate, Tocopheryl Acetate, Lactic Acid, Sodium Benzoate, Lavandula Angustifolia Oil, Parfum.
Zwarta konsystencja i dozownik ułatwiają aplikację. Stosuję odżywkę jedynie na końcówki. Na co dzień jest ok, ale od czasu do czasu trzeba się wspomóc jakąś bardziej odżywczą maską.
To mój pierwszy kosmetyk tej marki. Jakoś wcześniej nie miałam okazji nic niczego wypróbować. Nie spodziewałam się nie wiadomo czego, a tu mile zaskoczenie. Cukrowy – myślałam, że będzie się ślizgać po ciele, a tu konkretne drapanie plus unoszący się zapach malin. Skład bardzo interesujący:
Składniki / Ingredients (INCI): Sucrose, Vitis Vinifera Seed (Grape) Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Argania Spinosa Nut (Argan) Oil, Hibiscus Esculentus, Rubus Idaeus (Raspberry), Rubus Fruticosus (Blackberry), Pyrus Malus (Apple), Aronia Melanocarpa (Chokeberry), Rosa Mosqueta, Citric Acid, Sambucus Nigra, Parfum, Limonene*, Benzyl Alcohol*
*składniki naturalnego pochodzenia występujące w olejkach eterycznych
Sądząc po tym zapisie na liście składników, to zapach powinien być naturalny. Mojego nosa nie uraziły żadne podejrzanie sztuczne nuty zapachowe, więc myślę, że faktycznie nie jest to aromat syntetyczny. Polecam, jeśli szukacie konkretnego drapiącego peelingu, a nie tylko miziania delikatnymi drobinkami.
Świetny, odżywczy, bogaty, tłusty. To taki skoncentrowany kosmetyk, że od razu wiadomo, że nie jest niczym niepotrzebnym rozcieńczony. Zresztą w żadnym produkcie Femi nie ma wody. Skład jest wręcz wzorowy:
Składniki / Ingredients (INCI): SIMMONDSIA CHINENSIS SEED OIL, SQUALANE/OLEA EUROPAEA FRUIT OIL, TOCOPHEROL (MIXED), OCTYLDODECYL MYRISTATE, CAPPARIS SPINOSA FRUIT EXTRACT, SQUALANE, TOCOPHERYL ACETATE, UBIQUINONE, CANAGA ODORATA OIL, COMMIPHORA MYRRHA OIL, BOSWELLIA CARTERII OIL, CYMBOPOGON MARTINI OIL, PELARGONIUM GRAVEOLENS FLOWER OIL, PARFUM, TOCOPHEROL, LECITHIN, ASCORBYL PALMITATE, GLYCERYL STEARATE, GLYCERYL OLEATE, CITRIC ACID, BENZYL BENZOATE*, BENZYL SALICYLATE*, FARNESOL*, LINALOOL*, CITRAL*, GERANIOL*, LIMONENE*, CITRONELLOL*
*składnik naturalnych olejków eterycznych
Ze względu na taką bogatą konsystencję, trzeba dać czas temu olejkowi, żeby zdążył się wchłonąć. Dlatego zwykle nakładam go wieczorem, kiedy nie spieszę się, żeby wyjść z domu, tylko mogę dać mu czas, bo nie warto wcierać go w pościel. A już w krótkim czasie widać bardziej gładką i odżywioną skórę. Używam go od kostek po dekolt. Stopy omijam, bo mam dla nich coś innego.
Do stóp wolę coś bardziej w kremie niż olejek. Dlatego stosuję masło. Ale tym razem okazało się dla mnie za tłuste. Wiem, brzmi to dość dziwnie, ale coś mi nie pasuje w tej konsystencji, choć skład całkiem niezły:
Składniki / Ingredients (INCI): Składniki/ INCI: Butyrospermum Parkii Butter, Mangifera Indica Seed Butter, Cocos Nucifera Oil, Persea Gratissima Oil, Tocopheryl Acetate, Cananga Odorata Flower Oil, Melaleuca Alternifolia Leaf Oil, Linalool, Isoeugenol, Limonene
Może to kwestia masła shea (nie wiem, czy jest rafinowane, czy nie, czy ręcznie ubijane, itd.) albo faktycznie będzie lepsze na jakieś wyjątkowo popękane stopy (a takich nie mam). U mnie bardzo długo po nałożeniu masła stopy były tłuste, prawie jak po niewchłoniętym olejku. Chodzić się absolutnie nie dało, bo bym wywinęła orła, chyba nawet w skarpetkach. Także nakładałam to masło leżąc już w łóżku przed snem. Czekam aż skończę tego tłuściocha, bo już mam ochotę na jakiś po prostu krem do stóp.