Za każdym razem jak jestem u mojej pani Kasi na manicure pytam, jaki jest stosunek hybrydy do zwykłego malowania. 90% jej klientek robi hybrydę. Bycie w tych 10% łatwe nie jest. Trudno znaleźć salon, żeby zrobić zwykły manicure. Zdarzyło mi się, że nie mogłam się zapisać, bo „robimy tylko hybrydę”. Po co więc upieram się przy zwykłym lakierze? Insta manicurzystki mnie nie znoszą, atakują za każdym razem, gdy piszę o alergiach na hybrydę, onycholizie czy lampie UV.
Przez lata do utwardzania paznokci używane były lampy UV, które emitowały szkodliwe promieniowanie UV. Najpierw cisza, brak badań. Potem pojawiły się badania, ale branża broni się, że to krótka ekspozycja na promienie UV i raka od tego nie będzie. Bo wszystko zależy do dawki. Nie pojawiły się jeszcze badania o ekspozycji na promieniowanie UV co dwa tygodnie przez 20 lat, bo nie zestarzało się jeszcze pierwsze pokolenie kobiet, które mógłby wziąć w nim udział. Poza tym pojawiły się lampy LED (bez szkodliwego promieniowania), więc po co o tym mówić.
W lakierach przez lata był w składzie rakotwórczy formaldehyd. Najpierw było ostrzeżenie na opakowaniu: uwaga zawiera formaldehyd. Ale nikt się tym nie przejmował, bo skoro dopuszczony, to przecież bezpieczny. Dziś formaldehyd jest zabroniony, więc po co o tym mówić? A w składach lakierów hybrydowych wciąż zdarzają się jego pochodne ukryte pod innymi nazwami.
Od hybrydy powinno się robić przerwy, nawet pół roku (branża tez o tym mówi). Bo trzeba obserwować paznokcie, zregenerować płytkę, wyleczyć onycholizę (chorobę znam ze słyszenia od koleżanek, które kiedyś nosiły hybrydę). W praktyce przerwy nie istnieją (gdyby tak było, więcej klientek zapisywałoby się na zwykle malowanie). Jest za to presja na zadbane hybrydowe dłonie. Koleżanki z pracy patrzą z ukosa na niepomalowane paznokcie i prychają pogardliwie widząc odpryskujący zwykły lakier.
Ale uwaga: hybryda nie jest światowym standardem elegancji i klasy. To tylko nasza bańka w Polsce, bo za granicą nie wszędzie i nie zawsze. Delikatnie mówiąc.