Ostatnio przewinęła mi się nowa marka, która wg marketingowych komunikatów kładzie nacisk na skuteczność składników, ekologiczne opakowania (sprytny zabieg z tym przymiotnikiem, bo tu tylko chodzi o opakowania nadające się do recyklingu, ale „ekologiczne” zapada w pamięć) i nie ma substancji zapachowych – to akurat plus, więc postanowiłam przejrzeć skład przykładowego kosmetyku. Padło na peeling. Patrzę na listę składników: na pierwszym miejscu aqua (woda), a na ostatnim phenoxyethanol (konserwant, którego nie lubię, nie jest akceptowany w kosmetykach naturalnych i żaden certyfikat go nie dopuszcza). Więc już wiem, że to nie jest kosmetyk dla mnie. Ale tak sobie myślę, po co w ogóle woda w tak prostym kosmetyku, jakim jest peeling? Nie będę go tu publicznie ganić, bo nie komunikuje się jako kosmetyk naturalny, a więc nie mamy do czynienia z greenwashingiem. Ale chciałam zwrócić Waszą uwagę, że tak prosty (wydawałoby się) kosmetyk, jakim jest peeling do ciała, też można „zepsuć” zupełnie niepotrzebnymi w nim składnikami. A teraz dla odmiany pokażę Wam peeling Miya, który składa się z samych naturalnych składników i faktycznie nie ma w nim żadnych zbędnych dodatków.
Oto kosmetyk, który zawiera 100% składników pochodzenia naturalnego. Ta deklaracja marketingowa oznacza, że wszystkie (bez wyjątku) składniki tutaj są naturalne. No to sprawdzam!
Mamy w składzie cukier, oleje – arganowy, buriti, makadamia, ze słodkich migdałów. Do tego drobinki ryżowe, z bambusa i orzechów makadamia. W składzie jest też witamina E.
I tu zatrzymajmy się na chwilę. Tocopherol (czyli witamina E wg INCI) może być pochodzenia syntetycznego albo roślinnego. Skąd mamy wiedzieć, jaka jest w kosmetyku? Producent musi to wyraźnie zaznaczyć na opakowaniu. Zwykle nie będzie się chwalił, że ma syntetyczną witaminę E, bo to standard. Ale skoro na opakowaniu mamy deklarację, że tutaj 100% składników jest pochodzenia naturalnego, to oznacza, że dotyczy to również witaminy E. Zresztą na stronie internetowej producenta mamy też tę samą spójną informację, że witamina E zawarta w tym peelingu jest pochodzenia naturalnego.
Woda w peelingu jest składnikiem zupełnie zbędnym, bo przecież zwykle nakładamy go na wilgotne ciało, a więc sami sobie dodajemy wodę pod prysznicem. A skoro mieszamy sobie peeling z wodą sami, to do peelingu nie trzeba już dodawać żadnych konserwantów (konserwanty trzeba dodawać do każdego kosmetyku, w składzie którego jest woda). I o to w tym wszystkim chodzi, żeby było prościej. I w tym miejscu zgadzam się ze stwierdzeniem producenta, że tutaj jest 0% zbędnych dodatków. Da się? Da się.