Koreańska pielęgnacja – z reguły omijam takie stoiska na eko targach, bo ich skład ma niestety niewiele wspólnego z kosmetykami naturalnymi. Jedyna marka koreańska, dostępna na naszym rynku, której ufam to Whamisa. Dlaczego? Bo wszystkie produkty mają certyfikat BDiH (czasami również ecocert, ale to nie ma większego znaczenia, bo oba certyfikaty należą do jednej rodziny certyfikatów Cosmos Natural/ Organic, któremu można ufać i to oznaczenie z czasem zastąpi inne).
Wyróżnikiem tej marki są fermantowane składniki, które po prostu lepiej działają na skórę i jest to naukowo udowodnione. Dzięki fermentacji mamy więcej antyoksydantów (działanie przeciwzmarszczkowe), aminokwasów (które stymulują produkcję kolagenu). Fermentowane składniki roślinne wpływają na ujędrnienie skóry, działają regenerująco, przeciwzapalnie i łagodząco. Wiele razy spotkałam się ze stwierdzeniem, że skoro krem zawiera fermentowane składniki, to nie może być kosmetykiem naturalnym, bo wymaga wielu konserwantów. Nieprawda. Tu mamy dowód, że da się zrobić kosmetyki naturalne z takimi właśnie składnikami i zakonserwować je konserwantami akceptowanymi przez organizacje certyfikujące kosmetyki naturalne.
Kolejnym wyróżnikiem marki jest to, że na liście składników podane jest procentowe stężenie składników aktywnych. To rzadkość, nawet wśród producentów kosmetyków naturalnych, tym bardziej więc należy to docenić. Żaden z kosmetyków nie jest oparty o wodę, która jest najtańszym przecież składnikiem i która często robi za składnik pochodzenia naturalnego. Tu zamiast wody jest ekstrakt z ryżu, ekstrakt z liści aloesu i olej arganowy (patrz: pierwsza pozycja na liście składników INCI).
Gdyby wszystkie koreańskie kosmetyki tak wyglądały, nie miałabym do nich zastrzeżeń. Ale takie bogate składy i pełna transparentność to cecha charakterystyczna tej konkretnej marki. Innych nie polecam. Kosmetyki Whamisa kupicie w sklepie ellynaturals.