Niewielkie, ale znaczące denko, czyli kosmetyki do oczyszczania twarzy, które niedawno zużyłam.

Usunięcie makijażu płynem micelarnym (o którym możecie przeczytać w jednym z ostatnich postów) to nie koniec mojego oczyszczania twarzy. Zawsze używam czegoś do mycia z użyciem wody, a od czasu do czasu (z regularnością jest gorzej, więc nie mogę napisać, że dwa razy w tygodniu) także delikatnego peelingu. Zacznę jednak od kosmetyku do mycia twarzy.

Mam problem z jego nazwaniem. Brakuje nam w języku polskim zgrabnego odpowiednika słowa „cleanser”. Dosłowny oczyszczacz jakoś mi nie pasuje. Ale do rzeczy. Juice Beauty stem cellular 2 in 1 cleanser – to nie jest zwykły żel do mycia twarzy. Mamy tutaj w składzie komórki macierzyste z owoców, witaminę C i E, algi, ekstrakt z grejpfruta i organiczną roślinną glicerynę. Ta mieszanka dobrze zmywa resztki makijażu, oczyszcza twarz i faktycznie przy mojej cerze – jest mniej zaskórniaków. Absolutnie nie wysusza. Raz nawet wieczorem, nie nałożyłam już kremu na noc i rano twarz wcale nie była ściągnięta, ani napięta. Nie dziwię się, bo lista składników jest wręcz wzorowa:

Ingredients (INCI): Organic juices of citrus medica limonum (organic lemon juice)*, pyrus malus (organic apple juice)*, vitis vinifera (organic white grape juice)*, aloe barbadensis (organic aloe juice)*, decyl glucoside, organic vegetable glycerin*, sodium cocoyl glycinate, caprylyl/capryl glucoside, xanthan gum, vitis vinifera (organic grape seed oil)*, caprylyl glycol, helianthus annuus (sunflower seed oil), citrus aurantium amara (bitter orange extract), citrus aurantium dulcis (orange fruit extract), citrus paradisi (grapefruit extract), algae extract, malus domestica (apple buds), vitis vinifera (grape buds), ascorbic acid (Vitamin C), tocopherol (Vitamin E), malic acid, ethylhexylglycerin, hydroxypropyl methylcellulose, sodium phytate, polyglyceryl-5 oleate, sodium cocoyl glutamate, citric acid, glyceryl caprylate, isomalt, lecithin, sodium hydroxide, litsea cubeba (may chang oil) and cinnamomum camphora (ho wood oil).

* = Certified organic ingredient

Przy takiej liście składników wiadomo, za co się płaci. W mojej opinii jest to produkt dla kobiet w wieku 30 plus. Taki odżywczy preparat oczyszczający faktycznie może działać przeciwzmarszczkowo, właśnie poprzez dokładne oczyszczenie skóry i zawarte w nim składniki aktywne.

Drugi produkt to peeling do twarzy Almond Scrub Make Me Bio. To bardzo delikatny peeling w proszku. Trzeba go rozrobić z wodą. Nie jest to mój ulubiony sposób używania kosmetyków, bo jestem już zbyt leniwa i wolę gotowce. Ale tutaj delikatność tego peelingu jest warta zachodu. Mieszam na oko z wodą i nakładam pastę na twarz. Masuję opuszkami palców, trzymam chwilę i spłukuję wodą (nie żadną mineralną tylko z kranu). Proszek ma bardzo dobry skład:

Składniki/Ingredients (INCI): Avena Sativa (Owies) Flour*, Prunus Amygdalus Dulcis (Słodkie Migdały) Meal*, Helianthus Annuus (Słonecznik) Meal*, Kaolin (Biała Glinka), Cinnamomum Cassia Bark (Cynamon)*

* = z upraw organicznych

Peeling jest niby do suchej cery, ale sprawdził się świetnie na mojej tłustej cerze. Nie stosowałam go regularnie, ale za każdym razem miałam wrażenie, że łagodził drobne krostki, które od czasu do czasu mi wyskakują. Jedynym jego minusem jest to, że słoiczek jest mały i peeling szybko się skończył. A oszczędne używanie peelingu moim zdaniem jest bez sensu, bo po prostu nie będzie dobrze oczyszczać. Niemniej jednak jestem zadowolona z obu produktów i polecam je z czystym sumieniem.