Znalazłam to mydło w łazience mojej przyjaciółki, którą opieprzyłam, bo jej od lat powtarzam, żeby czytać listę składników i ma oczywiście moją ściągę w portfelu. A ona mi na to: – Ale przecież to zwykłe szare mydło Biały Jeleń!
I brnie dalej: nie zawiera SLS-ów, parabenów, silikonów (akurat w mydle są zupełnie zbędne) i syntetycznych emulgatorów. Jeszcze jej dorzuciłam sarkastycznie moje ulubione nic nie znaczące stwierdzenie: „przebadane dermatologiczne”, na dodatek „wśród osób o wrażliwej skórze ze skłonnością do alergii”.
No więc musiałam sfotografować. Przeczytajmy skład:
Cocamide DEA – środek pianotwórczy. W badaniach na zwierzętach okazał się rakotwórczy.
Sodium Tallowate – agresywny detergent, sól sodowa tłuszczu zwierzęcego, dla mnie to najgorszy składnik mydła. Teraz można bez problemu zrobić mydła całkowicie roślinne, więc używanie tłuszczu zwierzęcego to jak testowanie kosmetyków na zwierzętach.
Parfum – wiadomo, że tu jest sztuczny, a więc kryje w sobie mnóstwo różnych substancji, o których nie mamy pojęcia, bo to tajemnica producenta. Zawsze zwracam uwagę na sztuczny zapach, bo to jest główne ryzyko alergii i podrażnień. Nigdy się nie dowiecie, co tam jest, dopóki producent sam tego nie ujawni.
DMDM Hydantoin – donor rakotwórczego formaldehydu, zwiększa ryzyko powstawania alergii kontaktowej, zaburza gospodarkę hormonalną, czyli typowy alergizujący składnik.
Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone – popularne konserwanty, odpowiedzialne za alergie i zapalenia skóry (np. kontaktowe zapalenie skóry). Dopuszczalne stężenie w kosmetykach wynosi 0,01%. Mimo to Cosmetics Europe (europejska organizacja sektora kosmetycznego) już w 2013 roku zaleciła jego wycofanie z niektórych kosmetyków (w tym całkowicie z kosmetyków dla dzieci).
Tak więc post z dedykacją dla S. – jeśli szukasz prostych kosmetyków naturalny, to to jest zły adres.