Zakończyłam właśnie serie zabiegów na twarz z kwasem mlekowym. Tak wyglądam po ostatnim zabiegu.

Nie ma żadnych zaczerwienień, skóra się nie łuszczy, zero swędzenia, mikro urazów czy innych podrażnień. Takich zabiegów nie polecam wybierać samodzielnie. To nie jest tak, że poszłam do gabinetu i powiedziałam: poproszę kwas i coś na zmarszczki. Konsultacja przed zabiegami wyglada zupełnie inaczej.

Zostałam najpierw poproszona o pokazanie swojej aktualnej pielęgnacji. Potem Ania – kosmetolog z Warsztat Piękna, ekspert z oceniła, czego moja skóra potrzebuje. I nie był to wcale retinol, który tak chętnie dziewczyny w rożnym wieku chcą teraz stosować. Wręcz go odradziła, bo moja skóra nie potrzebuje tak mocnego stymulowania. Dlatego zastosowała kwas mlekowy, po którym skóra staje się nieco grubsza oraz witamina C, czyli dawka antyoksydantów. Stąd także  japoński masaż Kassaji wykonywany ręcznie szlifowanym kamieniem wulkanicznym. Tego się teraz będę uczyć, żeby móc taki masaż wykonywać samodzielnie w domu. To taki lifting w wersji holistycznej, a nie inwazyjnej.

Uzupełnieniem zabiegów była konsultacja dietetyczna. Że jedzenie wpływa na stan skóry – nic odkrywczego. Ale wdrożenie takich zaleceń w życie – to już większe wyzwanie. Będzie na ten temat osobny post. Tymczasem cieszę się gładką i ujędrnioną skórą.