O Methylisothiazolinone pisałam tutaj niejednokrotnie. Dla przypomnienia – to konserwant o bardzo dużym potencjale alergicznym. Na tyle dużym, że po latach funkcjonowania na rynku kosmetycznym został częściowo zabroniony. Dziś nie można go używać w produktach niespłukiwanych, a w spłukiwanych jeszcze bardziej zmniejszono jego dopuszczalne stężenie. Nawet gdy go omijamy w kosmetykach, to nie znaczy, że zniknął z naszego otoczenia. Jest prawie w każdym płynie do mycia naczyń. Pisałam o tym prawie 10 lat temu na łamach hellozdrowie Wówczas jeszcze nie był tak bardzo popularny w kosmetykach, ale w chemii gospodarczej już miał ugruntowaną pozycję. I tak jest niestety do dzisiaj.
W mojej kuchni przy zlewozmywaku zawsze stoi płyn do mycia naczyń i mydło w płynie. W obu tych produktach mógłby być Methylisothiazolinone. Zakładając, że myję jakieś naczynia przynajmniej dwa razy dziennie, dopuszczalna niewielka ilość tego alergizującego konserwantu dość często miałaby kontakt z moją skórą. I stąd właśnie biorą się alergie. Dlatego zwracam uwagę na listę składników nie tylko mydła, ale także płynu do mycia naczyń. Ten ma akurat certyfikat ecocert, co w przypadku chemii gospodarczej jest rzadkością. Natomiast jeśli nie ma certyfikatu, to interesuje mnie właśnie to, czy w składzie jest Methylisothiazolinone, czy nie.