Na kolejnych zajęciach ze szkoły rodzenia położna postanowiła mnie wyedukować na temat pielęgnacji noworodków. Obawiałam się (słusznie zresztą), że prędzej ja będę mogła jej przekazać jakieś cenne informacje na ten temat.
Zdaniem położnej (myślę, że jest to niestety zdanie większości naszych położnych) trzeba samemu dobrać odpowiednie kosmetyki dla malucha. Jedynym kluczem do tych eksperymentów na nowo narodzonym ciele jest (o zgrozo!) metoda prób i błędów. Położna powiedziała mniej więcej tak: – Najlepiej kupować kosmetyki dla dzieci z jednej serii, bo jak coś uczuli, czy podrażni skórę dziecka, to od razu wyrzuci Pani całą serię i kupi następną.
Metoda może i skuteczna (po jakimś czasie), tylko dlaczego mam eksperymentować na własnym dziecku i wydawać fortunę na kosmetyki, które będę wyrzucać do kosza, zanim trafię na te właściwe, które nie będą podrażniać, tylko pielęgnować skórę noworodka.
Moja odpowiedź jest jak zwykle zaskakująco prosta – trzeba czytać listę składników i po prostu nie kupować kosmetyków, które zawierają rakotwórcze (dla poprawnych politycznie nazwijmy je kontrowersyjne) składniki. Czyli zapominamy o Johnson&Johnson, Oilatum i Nivea. Tu zerknęłam na składy i wiem, że się na pewno nie nadają. Pierwsze dwa to recepta na wysuszenie skóry, a Nivea na odparzenia pieluszkowe zawiera methylisothiazolinone, które europejskie stowarzyszenie producentów kosmetyków (Cosmetics Europe) zaleca usunąć z produktów nie do spłukiwania z powodu szkodliwości dla zdrowia.
Najbardziej mnie denerwuje „kupowanie” szpitali przez koncerny, gdzie ulotki tych kosmetyków leżą w poczekalniach na porodówce. Przerażeni porodem rodzice zgarną ulotki i potem ładują byle co do koszyka w aptece czy drogerii, nieświadomi, że właśnie fundują sobie potencjalne kłopoty ze skórą dziecka, wizyty u lekarza i całą procedurą zmiany kosmetyków.
Dlatego dla noworodków powinno się wybierać takie kosmetyki, co do składu których nie mamy żadnych wątpliwości. Nawet co do składnika parfum, fragrance – co oznacza dowolną kompozycję zapachową (czyli mogącą powodować alergie). Czy są więc na rynku kosmetyki, które nadają się od pierwszego dnia życia, czy lepiej użyć do mycia maluchów oleju z pestek winogron (co rekomendują brytyjskie położne)? Nie mam nic przeciwko olejowi z pestek winogron, ale bezpieczne kosmetyki też chcę mieć. I takie mam. Pat&Rub – seria od pierwszego dnia, naprawdę od pierwszego dnia. Kosmetyki ekologiczne będę wdrażać dziecku od samego początku. Aktualnie czekają w łazience.