W czasie wakacji moim kremem na dzień stał się krem z filtrem. Zaczęłam od SPF 50 – filtru rodzinnego EQ, który używała cała rodzina na wakacjach. A po urlopie przerzuciłam się na miejską ekstremalną ochronę SPF 45 Soleil Toujours, do nabycia tu.

To wegański filtr mineralny, który świetnie się u mnie sprawdza. Z kremami z filtrem mineralnym zawsze jest jakiś problem. Zwykle są tępe, co jest niestety zasługą tlenku cynku, który nie dość, że szpachluje na biało, to jeszcze nie chce się rozsmarować. Do tej moim ulubionym filtrem do twarzy był SPF 30 John Masters Organics, ale – uwaga – w tym roku został wycofany. Nie znam przyczyn tej decyzji, tym niemniej zmusiło mnie to do poszukiwać czegoś nowego.

I w końcu znalazłam miejski dobry filtr mineralny z wysokim SPF, który dobrze się rozsmarowuje i w szybko wchłania. Dzięki temu nie wyglądam jak biała mumia. Co ważne przy mojej tłustej cerze, ten filtr mi wcale nie szkodzi. Nie powoduje, że mam więcej zaskórniaków, czy innych trądzików. Czytałam, że często się zdarza przy tłustej cerze, że filtry mineralne powodują krosty. Nie wiem, czy jestem w tej kwestii wyjątkiem, czy ten filtr jest inny. W każdym razie na mnie działa bardzo dobrze. Ma wprawdzie w składzie silikon (dimethicone), jestem tego świadoma, ale w tym przypadku mi to nie przeszkadza. Nie jestem na tyle ortodoksyjna. W poszukiwaniu dobrego kremu na słońce jestem w stanie odpuścić ten silikon.

Składniki / Ingredients INCI:

Active Ingredients: Titanium Dioxide 7.36% Zinc Oxide 5.14% } Purpose: Sunscreen } Purpose: Sunscreen

Inactive Ingredients: Aloe barbadensis (Organic aloe vera) leaf juice*, alumina, aluminum stearate, aqua (water), bisabolol, camellia oleifera (green tea) leaf extract, caprylic/capric triglyceride, chondrus crispus, citric acid, citrus aurantifolia fruit oil, citrus aurantium dulcis peel oil, citrus limon peel oil, citrus reticulata leaf oil, commiphora myrrha resin oil, dimethicone, ethylhexyl palmitate, geraniol, glucose, glycerin, hydrogenated castor oil, limonene, linalool, magnesium sulfate, mentha piperita stem/leaf oil, mentha viridis leaf oil, methylpropanediol, myristica fragrans kernel oil, myristoyl pentapeptide-11, panthenol, pogostemon cablin oil, polyglyceryl-3 ricinoleate, polyhydroxystearic acid, potassium sorbate, prunus amygdalus dulcis (sweet almond) oil, rosa damascena flower oil, salvia sclarea oil, santalum spicata wood oil, simmondsia chinensis, (jojoba) seed oil, sodium bonzoate, sodium hyaluronate, tetrahexyldecyl ascorbate, thymus vulgaris oil, tocopherol, triethoxycaprylylsilane, ubiquinone, vitis vinifera (grape) seed extract, vitis vinifera (grape) seed oil, zinc stearate.

*Organic sunscreen ingredients

Niech Was nie zmyli francusko brzmiąca nazwa – to produkt amerykański. A skoro amerykański filtr, to zwykle w składzie jest procentowo określony składnik, który chroni przed słońcem. Lubię takie rozróżnienie, bo to zawsze daje konsumentowi bardziej precyzyjną informację, jakie jest dokładne stężenie danego składnika w produkcie.

Nie obawiajcie się też aluminy, która jest wysoko w składzie, bo to korund (bardzo twardy minerał, a z lekcji chemii pamiętam, że twardszy jest tyko diament). Więcej o nim możecie poczytać tu. A co do aluminium stearate, to według mojej encyklopedii składników też jest ok – click.

Krem z filtrem nadaje się pod makijaż. Lekko go przypudrowuję. Do tego róż w kremie (niezastąpiony rms beauty) albo bronzer (aktualnie Jane Iredale), lekko tuszuję rzęsy (tuszem SO BIO) tylko górne (bo nie używam dostatecznie dużo pudru latem i zawsze coś mi się osypuje na dolnej powiece) i mam gotowy delikatny makijaż.

Kremu z filtrem nie oszczędzam. Nakładam na twarz i szyję, resztę zawsze wcieram w dłonie. Wychodzę z założenia, że kremy z filtrem trzeba zużywać na raz, absolutnie nie czekać do następnego sezonu. Poza tym oczywiście nie leżę plackiem na plaży – takie rzeczy zdarzały mi się jakieś 20 lat temu. W efekcie przebarwień nie mam, ale i nie jestem wcale blada jak ściana. A gdy chcę wyglądać jakbym wróciła z egzotycznych wakacji to sprawę załatwia bronzer.

Aktualnie, wraz z wodą niegazowaną, to mój niezbędnik na dzień.