O kultowych balsamach do ust eos (evolution of smooth) usłyszałam po raz pierwszy od 12-letniej córki mojej koleżanki, która kilka lat temu prosiła mnie, żeby jej przywieźć jeden z USA. W Polsce jeszcze ich nie było. Zobaczyłam na półce kolorową kulkę i pomyślałam, że to po prostu jakiś gadżet dla dziewczynek. Ale oczywiście zerknęłam na listę składników.
Zaintrygował mnie certyfikat ecocert. Jak to się stało, że ja jeszcze nic o nich nie wiem, a nastolatki za tymi pomadkami szaleją? Pomyślałam od razu, że to świetne rozwiązanie – szczególnie dla młodych dziewcząt, które chcą mieć jakiś swój własny kosmetyk. Dla nich super design, a mnie przekonuje lista składników. Przy okazji nastolatkom można zrobić krótki wykład o tym, że lista składników jest ważna i że takie kosmetyki są cool (albo sztos – jak to się teraz mówi).
Jakiś czas później pomadki eos pojawiły się w polskim Rossmannie. I tym razem zaciekawiły moją trzylatkę. Oczywiście też chciała mieć swoją własną pomadkę i czerwona kulka od razu zwróciła jej uwagę. I szybko stała się stałym elementem jej torebki (tak, moja córka ma własną torebkę, z misiem). To świetny sposób, żeby nie miała spierzchniętych ust, a skład nadaje się jak najbardziej dla dzieci.
Teraz – jak widać – mamy już cały zapas. Rekwizyty do zdjęcia pożyczyłam od Tosi. Na początku nie chciała mi dać żadnej pomadki. Ostatecznie dostałam różową. Kulki są jej. Czerwona pachnie owocowo, seledynowa jest bardziej miętowa, różowa ma delikatny słodki zapach. Wszystkie są tłuste i świetnie sprawdzają się jako pomadki ochronne dla małych i dużych dziewczynek.