Chciałam kupić dziecku pastę do zębów. W Rossmannie jest sporo kosmetyków z dobrym składem, także marki własne, ale nie wszystko. Jeśli chodzi o produkty dla dzieci to jestem szczególnie restrykcyjna. Wiadomo – młoda skóra bardziej wchłania wszystkie szkodliwe składniki. I choć ilość w teorii minimalna, to dla małego człowieka to znacznie większa dawka niż dla dorosłego. Pasta Prokudent to przykład, czego nie należy dziecku dawać.
Jak widzę Propylene Glycol w paście do zębów dla dzieci, to już wiem, że jest źle. Bo dziecko będzie ten składnik zjadać – więcej lub mniej – nie ma znaczenia, ale będzie połykać. Przypomnę, że Propylene Glycol to składnik, którego absolutnie unikam, bo są badania, które udowodniły, że podrażnia skórę i wywołuje alergie, narusza barierę ochronną i ułatwia przenikanie innych (toksycznych) substancji.
W składzie jest też Phenoxyethanol – konserwant, który odpowiada za długie życie na półce sklepowej bez bakterii (czyli ideał dla producentów, ale nie dla konsumentów). Niegdyś popularny wśród producentów kosmetyków (niestety także naturalnych przez jakiś czas). Dziś wiadomo, że jest szkodliwy. W 2008 r. Amerykańska Agencja FDA wydała ostrzeżenie dla konsumentów przed zakupem kremu na odparzenia pieluszkowe zawierającego właśnie ten konserwant. Osłabia ośrodkowy układ nerwowy, może powodować biegunkę i wymioty. U niemowląt powodował zmniejszenie apetytu, trudności w obudzeniu noworodka, wiotkość kończyn i zmianę koloru skóry. Dlatego absolutnie nie powinien się znajdować w kosmetykach dla dzieci.
O fluorze w tej paście dla dzieci w przedziale wiekowym 0-6 lat nie będę nawet wspominać. Bo niezależnie od tego, czy dentysta jest zwolennikiem fluoru, czy jego przeciwnikiem, to każdy powie, że pierwsza pasta do zębów dla dzieci powinna być bez fluoru i taka ma pozostać tak długo, jak długo dziecko pastę połyka i nie nauczy się jej wypluwać.
Reasumując – pasta ma fatalny skład, zwłaszcza dla dzieci, więc radzę ją omijać szerokim łukiem.