Nie będę rozstrzygać, czy fluor jest dobry czy zły. Opieram się na tym, co powiedziała moja dentystka, żeby najpierw dawać dziecku pastę bez fluoru (choć wiem, że są dentyści, którzy twierdzą zupełnie na odwrót). Moja córka, dopóki nie nauczyła się wypluwać porządnie pasty, używała do mycia zębów wyłącznie pasty bez fluoru. Ale do dentysty chodzimy regularnie i robimy fluoryzację. Pastę z fluorem wdrożyłam chyba dopiero w zeszłym roku. I teraz stosujemy na zmianę: raz z fluorem, a raz bez (ja zresztą tak samo).

Z naszego doświadczenia mogę powiedzieć, że takich całkiem małym dzieciom lepiej dać pastę bez jakiegoś owocowego smaku, bo zaczną zjadać, czyli np. taką neutralną Weledę, ona nawet specjalnie nie pieni, więc jest idealna dla początkujących. Podobna jest Lavera, choć konsystencją bardziej przypomina typową pastę do zębów. Jason jest o smaku truskawkowym, więc dla bardziej zaawansowanych (Tosia mówi, że jest taka dobra pasta, że mogłaby ją zjeść). Tom’s (niedostępna w Polsce, to mój zapas z USA) to pasta z fluorem o smaku truskawkowym, a więc zdecydowanie dla starszych dzieci, które już porządnie plują.

Wszystkie te pasty dla dzieci różni obecność (lub brak) fluoru, bo ich skład jest naturalny, bez żadnych kontrowersyjnych chemicznych składników, których unikam w kosmetykach.