W niemieckim Rossmannie jest już od ponad roku. U nas właśnie wchodzi seria BIO z certyfikatem ecocert cosmos organic (nie trzeba czytać składu, wszystko jest ok). Nie widziałam jednak jeszcze tych kosmetyków na naszych półkach, a jedynie w internecie u kilku blogerek.
Obserwuję, jak od pewnego czasu Garnier podąża w kierunku natury. Słowo „natura” przewija się prawie w każdej reklamie i przekazie marketingowym. A tak naprawdę jedynie linia z certyfikatem ecocert ma naprawdę dobry skład.
Nie zapominajmy o tym, że Garnier to potężny koncern należący do L’Oreala, który z naturą ma tyle wspólnego, co ja z fizyką kwantową. Nie myślcie, że nagle zarząd firmy stwierdził, że zmieniamy kierunek i będziemy eko. To tylko czysta kalkulacja ekonomiczna i testowanie trendu naturalnego, który w każdej branżowej analizie pokazuje, że ten trend będzie szedł w górę i systematycznie rośnie zainteresowanie konsumentów kosmetykami naturalnymi. Jest więc o co walczyć. Jak słupki w Excelu będą się zgadzać, to linia zostanie, a może nawet poszerzą gamę.
Gdybym miała komuś polecać Garniera to byłaby to tylko ta linia. Pewnie zaraz zapytacie: jak to? Przecież brand należy do koncernu L’Oreal, więc ich wspieram zakupem, itd. Tym zakupem daję sygnał, że doceniam i wybieram kosmetyk z certyfikatem ekologicznym. Tylko dlatego.
Nadal nie kupuję szamponu z SLS-ami, ani olejku z parafiną i silikonami.
Bo jedna eko linia tu wiosny nie czyni.