Oto kolejne zużyte przeze mnie kosmetyki. Tak, tak, to już się stało jakąś obsesją. Pewnie socjologowie mają na to odpowiednią nazwę. Zanim wyrzucę kosmetyki do śmieci, to robię im zdjęcia. Co więcej, gromadzę te puste opakowania, specjalnie po to, żeby potem zrobić im grupowe zdjęcie w ramach denka. Ale nie mam do tego cierpliwości, więc nie znajdziecie u mnie fotografii przedstawiających dziesiątki pustych słoiczków i opakowań po kosmetykach.

Mamy więc dwa puste opakowania (które oczywiście wylądowały już w kuble z napisem plastik, żeby była jasność). Olejek do ciała Balm Balm i odżywka do włosów Naturativ.

Olejek Balm Balm jest do ciała i do kąpieli. Jednak od niepamiętnych czasów (czytaj: od czasu urodzenia dziecka) kąpiel w wannie jest dla mnie absolutnym luksusem. Zwykle jest szybki prysznic i żadnego leniwego SPA w wannie z aromatyczną świecą i kieliszkiem wina. Zresztą, szczerze mówiąc, to szkoda by mi było zużywać tego olejku do kąpieli. Bo raz, że wolę go wetrzeć bezpośrednio w ciało, a dwa – tłustą wannę trzeba wyszorować, a ja nie lubię sobie przysparzać dodatkowej pracy.

Chciałam jednak w tym miejscu podkreślić jedną ważną rzecz – to nie jest mój olejek, tylko mojej 3-letniej córeczki. Ale pozwoliłam sobie używać go razem z nią. Przykład, jak wiecie, zawsze idzie z góry. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje wybory będą w przyszłości jej wyborami. Tosia nie czyta (jeszcze!) etykiet, ale doskonale kopiuje to, co robi mama. Jeśli więc ja się smarowałam tym olejkiem, to ona robiła dokładnie to samo. A na tym mi dokładnie zależało, bo teraz w sezonie grzewczym, jej skóra jest bardziej sucha. Jednak sama z siebie nie lubi się niczym smarować. Musiałam więc błysnąć dobrym przykładem. Obie robiłyśmy psik-psik na siebie i wcierałyśmy. Dobra zabawa i zarazem pielęgnacja.

Atomizer jest tu bardzo wygodnym, choć rzadko spotykanym rozwiązaniem w olejkach. Wygodnym, bo nie wyleci pół butelki i Tosia dostaje go tyle, ile jej potrzeba. Olejek jest też bezzapachowy, co jest kluczowe w kosmetykach dla dzieci (żeby wyeliminować niepotrzebne ryzyko alergii). A dla mnie też jest to fajne rozwiązanie, bo nie kłóci się z perfumami. Skład doskonały, opakowanie przemyślane. Bardzo polecam.

Teraz czas na odżywkę do włosów Naturativ. Tym produktem nie dzieliłam się z moją córką. Jej włosy nie potrzebują wspomagania, ani nawet częstego mycia (bardzo rzadko myję jej włosy, ale to osobna historia). Odżywka regeneracja przeznaczona jest do włosów suchych i zniszczonych. Przy czym ustalmy jedną rzecz – mam tu na myśli końcówki włosów. Bo nie ma znaczenia, czy przy skórze włosy są przetłuszczające się, czy nie. Odżywka nie jest do skóry głowy, tylko do włosów. Do tej prostej prawdy doszłam po latach udręki z maskami i odżywkami, które źle aplikowałam. Teraz skupiam się jedynie na końcówkach. Z własnego doświadczenia wiem, że za dużo nałożonej odżywki skutkuje przetłuszczonymi włosami, a wcale nie nadmiernym odżywieniem włosów.

Nie przejmujcie się nazwą odżywka regeneracja. To nie jest jakaś silnie działająca maska, ale po prostu odżywka do codziennego stosowania, która umiejętnie nałożona (właśnie na same końcówki) nie obciąża włosów i faktycznie je odżywia. Aplikować mało, przytrzymać na włosach z 10-15 minut, dobrze spłukać i najlepiej nie suszyć włosów suszarką. Wiem, że w zimie to grozi przeziębieniem, ale ja w domu staram się wysuszyć włosy przy głowie, a końcówkom pozwolić wyschnąć samodzielnie. Przy czym nie kładę się spać z mokrymi włosami, bo to akurat bardzo szkodzi włosom i je osłabia. Także suszę z umiarem, a odżywka robi swoje. Jeśli się oszczędnie nakłada (bo naprawdę nie ma potrzeby przesadzać), to odżywka robi się bardzo wydajna. Do tego stopnia, że pod koniec stosowania aż mi się trochę znudziła. Ale to taki mało ważny, raczej żartobliwy „efekt uboczny”.