Tak się zbiegło, że dziś byłam na targach ekocuda i skończyły mi się dwa produkty, które łączy to, że ich zapachy są mieszanką olejków eterycznych. Co ma jedno z drugim wspólnego? A no to, że dzisiejszy dzień na targach upłynął mi pod znakiem poszukiwania kosmetyków, których zapachy są całkowicie naturalne. Zaznaczam, że na targach byłam tylko na parterze (jutro ruszę na pierwsze piętro), a więc opieram się tylko o to, co widziałam na parterze.
Wszyscy przychodzimy na targi ekocuda w poszukiwaniu naturalnych kosmetyków. Ile z Was zdaje sobie sprawę z tego, że sporo wystawców używa do produkcji swoich kosmetyków sztucznych zapachów i wcale się z tym nie kryje? Wystarczy zapytać. Podchodzimy do stoiska z mydłami i pytamy, które mydła mają zapachy oparte wyłącznie o olejki eteryczne, a które są mieszanką syntetycznych kompozycji zapachowych? Na takie pytanie dostałam odpowiedź, że tylko jedno mydło z oferty ma zapach oparty wyłącznie o olejki eteryczne. Reszta ma po prostu sztuczne zapachy.
Niestety większość polskich producentów stosuje głównie sztuczne zapachy, a że w składzie poza tym mają masła i oleje, to uważają się za kosmetyki naturalne. Pewnie teraz myślicie, że przesadzam, bo zapach to tylko dodatek, że reszta jest w porządku, więc się za bardzo czepiam. Ale idąc tym tokiem rozumowania olejek do ciała Clarins też możemy uznać za kosmetyk naturalny, bo tam jest mieszanka różnych olejów roślinnych i parfum (czyli sztuczny zapach) na końcu składu, żeby ta mieszanka przyjemnie pachniała. Jeżeli Wam to nie przeszkadza, to w porządku. Ale chodzi o to, żeby mieć świadomość, że takie zapachy mogą być sztuczne i naturalne. I wielu producentów się tym nie przejmuje.
Nie jestem ortodoksyjna i nie odrzucam z tego powodu wszystkich kosmetyków, jeżeli poza sztucznym zapachem mają dobry skład, ale jestem świadoma swoich wyborów. Staram się dowiadywać, które z moich kosmetyków mają w pełni naturalne zapachy, a które nie. Jak to rozpoznać? Pokażę Wam na przykładzie dwóch zużytych właśnie kosmetyków.
Cukrowy peeling do ciała asoa z olejkiem pomarańczowym, makadamia i ylang ylang. Na liście składników wszystkie te olejki są wymienione, nie ma składnika parfum, a więc mam przekonanie graniczące z pewnością, że tu nie ma sztucznego zapachu. Dlaczego nie mam 100% pewności? Bo na ich stronie w zakładce „o nas” piszą, że „zapachami używanymi w produkcji są głównie naturalne olejki eteryczne” – a więc dopuszczają także sztuczne zapachy. I to jest dla mnie rzetelna informacja, którą doceniam. Najbardziej nie lubię, jak ktoś wprowadza mnie w błąd, bo deklaruje, że używa tylko naturalnych zapachów, a potem okazuje się, że od sztucznego zapachu boli mnie głowa.
Abstrahując od kwestii zapachu peeling jest bardzo fajny, choć szybko się kończy. Mieszanka cukru, masła shea i oleju kokosowego działa (a jakże by inaczej). Po użyciu nie trzeba już stosować balsamu do ciała. I oczywiście – jak każdy naturalny peeling do ciała – stosowany regularnie wygładza skórę.
Drugi przykład to olejek do ciała relaksacyjny balm balm. Tutaj mam 100% pewność, że zapach jest naturalny, oparty wyłącznie o olejki eteryczne. Dlaczego? Bo ten olejek ma brytyjski certyfikat soil association, co daje mi pewność, że w kompozycji zapachowej są tylko olejki eteryczne. To także jedna z przyczyn, dla których polscy producenci kosmetyków naturalnych nie certyfikują swoich produktów. Bo zwyczajnie nie dostaliby takiego certyfikatu.
Wracając jeszcze do samego olejku – jest naprawdę relaksacyjny. Bardzo lubię stosować go wieczorem, bo dzięki temu łatwiej zasypiam. Zapach jest intensywny, ale zarazem spokojny i odprężający. Spraj ułatwia aplikację i mniej się zużywa. Faktycznie niewielka ilość wystarczy na całe ciało. Także ta wbrew pozorom mała buteleczka jest całkiem wydajna.
Jaki z tego wniosek? Odzwyczaiłam mój nos od sztucznych zapachów. Większość z nich jest dla mnie drażniąca. Oczywiście stosuję perfumy i wiem, że tam jest sztuczny zapach, ale nie we wszystkich kosmetykach sztuczny zapach jest mi w ogóle potrzebny. Dlatego ograniczam takie sztuczne aromaty wokół mnie do minimum. Mój nos jest już na tyle wyczulony, że rozróżniam naturalne i sztuczne zapachy w przeważającej mierze. I jeśli wącham jakiś kosmetyk i zapach mnie nieco odurza, to go nie kupuję, bo to oznacza, że przy dłuższym stosowaniu może mnie zacząć boleć głowa. Pomyślcie o tym w ten sposób.
When you are looking for natural cosmetics think of a scent – is it 100% natural or not. If it’s not certified product you cannot be sure that the scent is based on essential oils only. When there is no certificate you need to read carefully ingredients list. You can also trust your nose – if the first impression is not so nice don’t buy the product. After a while you probably won’t use it.
Natural and artificial scents are not easy to identify when your nose is surrounded by many artificial scents and perfumes. But when you eliminate unnecessary synthetic scents your nose won’t let you down. And probably you will get rid of headaches if you have ones often.
I have just finished two skincare products. Body oil from balm balm is certified, so you can be sure there are essential oils only. The other one is body scrub from Polish brand asoa with no certification but ingredients list look fine – there are essential oils in it.
Whenever I have a choice I prefer natural scents. I use perfumes and I know what’s in it. And this is enough for me. Most of my cosmetics are scentless or with essential oils only. My nose feels the difference.