Nabyłam jakiś czas temu osławioną szczoteczkę clarisonic. Przeczytałam o niej najpierw w książce – poradniku na temat stylu i dobrego smaku. To była jedyna rzecz, którą autorka szczerze z nazwy polecała. Tym bardziej mnie to zaintrygowało. Mam model starszy, z jednym przelącznikiem. Wiem, że powstała wersja 2 z dwiema różnymi prędkościami szczoteczki. No ale skupmy się na samym urządzeniu.

Szczoteczka działa z produktem do mycia twarzy. Trzeba mieć coś, co się nadaje do spłukiwania. Odpadają tomiki i płyny micelarne. Odpada też firmowy żel clarisonic ze względu na nieekologiczny skład. Znalazłam więc ekologiczne mleczko do mycia twarzy, takie do splukiwania. Szczoteczka fajna, ale jakoś tak z tym mleczkiem szału nie było. Skończyło się na tym, że prawie porzuciłam szczoteczkę. Ale w prasie zaczęto pisać o clarisonicu, więc postanowiłam zrobić drugie podejście i zarazem zmienić produkt. Tym razem użyłam żelu do mycia twarzy Santaverde. I to był strzał w dziesiątkę. Dopiero zobaczyłam różnicę, jak czyste i gładkie miałam czoło po użyciu szczoteczki z tym żelem. 
Clarisonic używam raz dziennie, wieczorem. Najpierw zmywam makijaż płynem micelarnym. Trzeba dobrze zmyć oczy, bo używając szczoteczki omijamy okolice oczu i ust. Żel nakładam bezpośrednio na wilgotną szczoteczkę, zwilżam też wcześniej twarz i do dzieła. Ponieważ mam starszą wersję clarisonic, to muszę sama sobie liczyć czas – 20 sek. na czoło, po 10 sek. na nos o brodę, po 20 sek. policzki. Clarisonic sam się wyłączy po tym czasie. Żel pięknie pachnie i łatwo się rozprowadza. Gdy już szczoteczka się wyłączy, wmasowuję żel w całą twarz i spłukuję ciepłą wodą. Po wytarciu ręcznikiem widzę, jak ładnie jest oczyszczona. 
Żel Santaverde ma oczywiście fantastyczny ekologiczny skład. Z nim odkryłam clarisonic na nowo.