Od początku roku słychać o zakazie używania jednorazowych plastikowych sztućców, słomek, patyczków do uszu i styropianowych kubków. Tyle, że zakaz obowiązuje dopiero od 3 lipca 2021 r. żeby producenci zdążyli wszystko sprzedać. No i nie dotyczy plastikowych torebek.

W 2014 r. Parlament Europejski przyjął rezolucję, że niebezpieczne plastiki, w tym jednorazowe torby plastikowe, powinny być całkowicie zakazane do 2020 r., ale jak widać, nie wyszło. Wprowadzony w Polsce w 2019 r. podatek recyklingowy (20 groszy) też się nie sprawdził. Na rynku szybko pojawiły się grubsze torby plastikowe, których podatek nie obejmuje.

Może warto byłoby wziąć przykład zza oceanu? W 2017 r. w Chicago wprowadzono podatek 7 centów od każdej torby przy kasie (plastikowej i papierowej). Już w pierwszym miesiącu obowiązywania podatku zaobserwowano zwiększone zużycie toreb wielokrotnego użytku. Te zdjęcia zrobiłam w Chicago na początku 2020 r. U nas nie do pomyślenia, żeby nie epatować torebkowym logo na ramieniu i nie targać kilku dużych toreb papierowych po centrum handlowym. No bo jak to? Mam sobie sama zapakować sweterek Ralph Lauren do płóciennej torby? Normalnie! A ile tych papierowych toreb zalega potem w domu? Też mam ich sporo w szafie. I tak leżą kilka lat, choć używane były przeważnie kilka minut – w drodze ze sklepu do domu.

 

To właśnie w Chicago zaczęłam chodzić z własnymi torbami, zmuszona 7-centowym podatkiem. Niby żaden pieniądz, ale działa na wszystkich. Myślę, że gdyby u nas był taki podatek był powszechny, to byłoby podobnie. Mnie zużytych i wyrzuconych toreb jednorazowych, a może na ulicach też pojawiłaby się nowa moda – torby materiałowe na ramieniu codziennie, a nie tylko w sobotę w Lidlu.