Jako zwolenniczka kosmetyków naturalnych omijam szerokim łukiem „normalne”, czyli nafaszerowane chemią kremy. Czasami jednak są problemy do rozwiązania, które wymagają sięgnięcia po mocniejsze specyfiki. Nie, nie mówię o botoksie. Mdleję na widok igły, więc o ile nie zmusza się mnie do pobrania krwi, na własne życzenie nie pozwalam się kłuć. Mam na myśli trądzik, wypryski, niedoskonałości, jakkolwiek nazywać pryszcze. Niestety nie mają one nic wspólnego z wiekiem. Uważam nawet, że ze względu na tłustą cerę, będę mieć mniej zmarszczek, ale za to trądzik do emerytury. Wystarczy grypa, czekolada, za dużo słońca i już patrzę z niepokojem w lustro.