Moi sąsiedzi są dla mnie nieustającym źródłem inspiracji. Owszem, podnoszą mi ciśnienie, gdy nie potrafią segregować śmieci i wyrzucają bio w plastikowych torebkach, brudne pudełka po pizzy do kartonu, czy po prostu wór ze śmieciami zostawiają tuż przy wejściu. Ale dostarczają mi również mnóstwo papierowych toreb.
Przestałam kupować worki na śmieci (kupuję tylko zielone na bio). Natomiast za każdym razem wyrzucając śmieci mam do wyboru zwykłe Żabki, Frisco albo Biedronka, mocniejsze torby po diecie pudełkowej, zdarza się też Furla, COS, Nespresso. Grzebię więc w różnych pojemnikach, bo niektórym ciężko połączyć papierową torbę i niebieski kubeł na karton. Za to najczęściej wszystkie torby są nówki-sztuki, użyte pewnie jeden raz w drodze między sklepem a parkingiem w galerii handlowej. I oczywiście za te torby dodatkowo płacą.
Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego je tak pochopnie wyrzucają, bo to świetne torby, które używam wielokrotnie, aż w końcu awansują do tego, żebym do nich wyrzucała zmieszane. I wreszcie takie zużyte i brudne po raz drugi lądują w moim osiedlowym śmietniku.
W kwestii świadomości ekologicznej jest u nas jeszcze sporo do zrobienia. Kiedyś była taka kampania: nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka. Może za jakiś czas sexy stanie się widok w jego kuchni kilku różnych pojemników do segregowania śmieci.