W kwietniowym numerze PANI w dziale uroda mamy artykuł „Włos w kąpieli – Z pianką czy bez?” Już w drugim zdaniu się nie zgadzam: „Trudno byłoby zaakceptować szampon o rzadkiej konsystencji, bez zapachu, koloru, a na dodatek pozostawiające włosy matowe i szorstkie”. No nie! Bo wiele osób, nie tylko mężczyźni (choć oni są tutaj w większości) lubi szampony bez jakiegokolwiek zapachu. Sama wolę szampon bez zapachu niż ze sztucznym aromatem, od którego boli głowa. Ale to coś więcej, niż tylko zapach. W tym zdaniu jest sprytna przygrywka do szamponów naturalnych, które mają rzadką (czytaj: okropną) konsystencję, a nie gęstą (czytaj: fajną) i perłową (to akurat zasługa rakotwórczych środków pianotwórczych, takich jak np. Cocamide DEA). Nie rozumiem jednak kwestii koloru, bo szczerze mówiąc nie kręcą mnie kolorowe szampony. Nawet te zwykłe chemiczne zwykle są białe, przezroczyste, ewentualnie perłowe. Czy widział ktoś czerwony szampon? Czy coś takiego w ogóle by się sprzedawało? 

Po tym marnym wstępie mamy pierwszą konkluzję artykułu: „Dlatego dodaje się składniki, które poprawiają jego [szamponu] wydajność, jakość włosa, a nawet działają na nasze zmysły”. To ma być chyba usprawiedliwienie długiej listy emulgatorów, zapachów (działanie na zmysły), środków pieniących i innych niepotrzebnych rzeczy. Natomiast jakość włosa poprawią naturalne składniki (nie wiem, czy pani redaktor potrafiłaby wymienić choć jeden poprawiający jakość włosa). Nic to. Idźmy dalej.

Wśród środków regenerujących włosy autorka artykułu wymienia silikony i oleje roślinne. Dość szeroko zakrojone zestawienie. Niestety olejom roślinnym nie poświęca zbyt wiele uwagi albo wychodzi z założenia, że wszyscy już wiedzą, że są fajne, więc nie ma sensu o nich pisać. Zamiast tego skupia się na silikonach, co nie wychodzi czytelnikom na dobre. Dostajemy bowiem sprzeczne informacje – raz, że silikony ujarzmią włosy z tendencją do puszenia się, a dwa, że lepiej je stosować na zmianę z szamponem mocno oczyszczającym. Nie sądzę, aby autorka artykułu sama się do tego stosowała. Raz w życiu używałam profesjonalnego szamponu oczyszczającego i nie zamierzam robić tego ponownie, chyba że chciałabym, aby włosy wyglądały jak po huraganie. 

Kolejnym kuriozum jest twierdzenie, że „alternatywą dla silikonów jest olej kokosowy, czy z pestek moreli”. To żadna alternatywa. Jedno to taśma klejąca oblepiająca włos i dająca lśniący efekt na miesiąc, a drugie to naturalny olej, który z silikonem dzielą lata świetlne. To jak porównać złoto wysokiej próby do tandetnego tombaku. Dalej odkrywczo autorka artykułu informuje, że w szamponie możemy znaleźć substancje nawilżające jak np. panthenol. Nadmieniam, że panthenol w spraju można dodawać do szamponu do włosów w celach nawilżających. Ale nic to. 

Przejdźmy do zdania, które rozsierdziło mnie najbardziej: „w szamponach spod znaku eko nie znajdziemy z kolei środków pianotwórczych”. No szlag mnie trafia, jak czytam takie bzdury. Autorka artykułu nie ma pojęcia o eko szamponach, zwyczajnie nimi gardzi i teoretycznie zrobiła pobieżny research w googlach i dowiedziała się, że naturalne szampony mniej się pienią. Napisała, co wiedziała i zadaje dalej fundamentalne pytanie, czy w takim razie piania jest zbędna. Moja cierpliwość się kończy. Pani redaktor przechodzi płynnie (i bez piany) z szamponu na odżywkę i wymienia unikatowe cechy odżywki, która się nie pieni (a która, do cholery, się pieni?!), nie zawiera mydła (bo odżywka nie jest od tego), nie zawiera silikonów i parabenów (i tu możemy porozmawiać, dlaczego tak jest, ale nie wiem, czy po dwóch poprzednich elementach w ogóle jest sens). 

Artykuł jest niespójny, obraża czytelniczki, które znają się na kosmetykach naturalnych, zawiera sprzeczne informacje, co najlepiej podsumowuje cytat fryzjera Bartka Janusza na końcu artykułu: „nie sięgajmy po preparaty oczyszczające, gdyż spowodują rozchylenie łusek, wyblaknięcie koloru i narażenie włosa na uszkodzenia”. I tego zdania się trzymajmy. O reszcie artykułu jak najszybciej zapomnijmy. Dobranoc.