Odkryłam niedawno swój własny stary artykuł, jaki ukazał się na portalu zeberka.pl kilka lat temu.

Po latach wydaje mi się zabawny, choć wiele rzeczy wciąż jest aktualnych. Możecie zobaczyć, jak wyglądały moje początki z kosmetykami naturalnymi, jak trudno było je dostać, wybór na rynku niewielki, zwłaszcza kolorówki. Moim sukcesem był wówczas tusz do rzęs bez parabenów.

Na portalu zeberka.pl był (nie wiem, może jeszcze nawet jest) cykl pod hasłem: „wasze kosmetyczki”. Dziewczyny przysyłały zdjęcia swoich kosmetyków z opisem, dlaczego akurat te kosmetyki używają. Długo się zastanawiałam, czy w ogóle do nich napisać, ale w końcu sfotografowałam kosmetyki na pralce (tak, tak, białe tło to blat pralki – takie były moje początki zdjęć kosmetyków:)) i wysłałam do redakcji podpisując się moim drugim imieniem (Elżbieta), jakby to miało stanowić jakąś ochronę danych osobowych. Wiek podałam prawdziwy (!). 

Cały artykuł możecie znaleźć tutajKilka kosmetyków już zniknęło na rynku, innych już nie używam, są też takie, których trzymam się do dziś. Ale po kolei:

1. Biochemię Urody lubię cały czas, ale nie kupuje już olejku myjącego. Nie wiem, jak teraz, ale wtedy w zestawie był emulgator, który później uznałam za zbyt szkodliwy, żeby go używać i poszukałam innych produktów. Natomiast masła, oleje, czy hydrolaty z Biochemii Urody wciąż polecam. 

2. żel pod prysznic Calendula Babydream – był bardzo fajny, niestety zielonej serii Babydream już nie ma, a szkoda, bo to były niezłe produkty.

3. Bananowa odżywka The Body Shop to jeden z nielicznych produktów w ich ofercie, które są ok pod względem składu (nie licząć serii z ecocertem). 

4. Szampon Babydream – wciąż jest ok i wciąż jest do kupienia w Rossmannie.

5. kapsułki Dermogal – szczerze? już z nich wyrosłam, są fajne, ale zapach nie powala (żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie), a na rynku jest mnóstwo olejków do twarzy z pięknym naturalnym zapachem, więc jest w czym wybierać.

6. tisane – już go nie używam, bo ma w składzie propylene glycol, a balsamów do ust ze znacznie lepszym składem jest teraz bez liku.

7. diaderma Karotten Ol – to też moje początki z olejami do twarzy, ten był o tyle śmieszny, że barwił twarz na lekko pomarańczowo, a przy tym był strasznie tłusty, miał dość intensywny zapach, dziś nie jestem pewna, czy był faktycznie naturalny.

8. serum z witaminą C z Biochemii Urody – też znalazłam z czasem lepszy odpowiednik z USA, ręcznie robione, z prostym składem.

9. krem pod oczy Nutriganics The Body Shop – nie mam zastrzeżeń, ma certyfikat ecocert, wciąż jest dostępny.

10. krem Physiogel – nie wiem, co ma w składzie, już od dawna go nie używam, mam dużo lepsze eko kremy do twarzy, polskie i zagraniczne.

11. krem na słońce Babydream – przede wszystkim ma filtry chemiczne, więc dziś odpada, wtedy nie było łatwo o same minerały (były kremy z filtrem mieszanym – chemiczne i mineralne).

12. krem Diacneal – był świetny na pryszcze, ale Avene zaczęło przy nim majstrować i go ulepszać. Aktualna wersja Triacneal to już nie to samo.

13. krem Calendula Babydream – niestety wycofany z oferty Rossmanna, szkoda, bo miał cynk wysoko w składzie i bardzo go lubiłam.

14. olejek Babydream fur Mama – wciąż lubię ten zapach, używałam go wówczas, choć nawet nie planowałam ciąży, polecam bez względu na rosnący brzuszek.

15. arganowy krem do rąk Dr. Scheller – już go nie widzę w Polsce, czasami jakieś uszkodzone opakowanie w TK Maxx, był naprawdę niezły.

16. deodorant The Body Shop – też już go nie ma w ofercie, był bez parabenów, bez aluminium, ale cały skład nie był idealny.

17. perfumy Alberta Ferretti – do dziś pamiętam, jak je kupiłam na lotnisku w Mediolanie wracając ze służbowego wyjazdu. W Polsce do dziś ich nie ma, ale w międzyczasie poznałam zapachy niszowe i nie sądzę, żebym tę fiolkę do nich zaliczyła.

18. kredka cielista MAC – używałam jej jeszcze do niedawna, skład daleki od ideału, ale miękka, świetna jako korektor punktowy i do linii wodnej oka. Jednak do rozjaśniania spojrzenia odkryłam ostatnio żółtą kredkę Zuii, więc cieszę się, że jest godny następca.

19. kredka do brwi MAC – już nie używam, aktualnie wspomagam się brązowym cieniem, ale dowiedziałam się o nowej kredce do brwi Felicea i zamierzam ją nabyć (słyszałam, że jest miękka, a na takiej mi zależy).

20. błyszczyk do ust bezbarwny Smashbox, który wydobywa naturalny kolor – już nie moja bajka, od dawna nie używam.

21. podkład Toleriane La Roche Posay – kiedyś ten skład wydawał się przyzwoity, dziś mam bardziej wyśrubowane standardy, a poza tym jest dostępna eko kolorówka, nie tylko minerały.

22. puder bambusowy z Biochemii Urody – jeden z lepszych matujących pudrów, jaki kiedykolwiek miałam. Polecam do dziś. 

23. róż (pseudo)mineralny Maybelline – linia wycofana, chyba za wprowadzanie błąd konsumentki, że to było sprzedawane jako kosmetyki mineralne, a minerałów tam chyba w ogóle nie było, ewentualnie jakieś śladowe ilości.

24. lakier Chanel nr 18 – od 20 lat go uwielbiam (tak, tak, pojawił się na rynku w 1996 roku, dokładnie pamiętam, jak go kupiłam po raz pierwszy). Skład oczywiście beznadziejny, ale ten odcień jest nie do podrobienia. Nie używam go rzadko, więc się tak bardzo nim nie truję. 

25. lakier Inglot – to można powiedzieć ekologiczna marka lakierów do paznokci, już od dłuższego czasu chwalą się, że nie używają w lakierach do paznokci formaldehydu, toluenu, kamphory i innych typowych dla tego typu produktów toksycznych składników.

26. tusz do rzęs Maybelline – w czasach, gdy Lancome, Dior i inne tusze miały po 5 parabenów, ten nie zawierał ich w ogóle. Oczywiście są sztuczne woski, ale z naturalnym tuszem nie jest łatwo. Żaden eko nie pomaluje mocniej rzęs.

27. maseczki z aspiryny używam cały czas, w niezmiennej formule.

Co ciekawe (zwłaszcza dla znajomych dziewczyn z portalu wizaż.pl), ten artykuł był dla mnie inspiracją do założenia niedługo potem wątku o kosmetykach ekologicznych na forum, który dziś doczekał się już 12-tej części i wciąż zyskuje nowe czytelniczki. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy:)