Nie zdążyłam na wakacjach wrzucić postu o moich produktach po opalaniu, ale lato trwa, więc kilka informacji może Wam się przyda na urlopie, choć w Polsce chwilowo chłodno i wietrznie.
Tak jak nie wolno oszczędzać na kremach z filtrem i trzeba ich naprawdę sporo zużywać, żeby się chronić przed słońcem, to podobnie jest z balsami po opalaniu. Skóra po słońcu zawsze jest bardziej sucha i potrzebuje więcej nawilżenia. W trakcie pobytu na Majorce zużyłam te dwa balsamy Weleda i Hagi plus jeszcze podbierałam dziecku oliwkę (też Weleda).
Weleda to lżejsza wersja kultowego kremu Skin Food. Dzięki temu szybko się wchłania, ale po przebywaniu na słońcu, kąpieli w morzu i w basenie – wszystko wchłania się błyskawicznie. Bardzo lubię serię Skin Food i ten krem też bardzo polecam. Cytrusowy zapach olejków eterycznych pobudza i nastraja pozytywnie.
Krem Hagi też jest bardzo lekki, może nawet nieco za lekki. Ma żelową konsystencję. Stosowałam go tylko do ciała, więc nie powiem, jak sprawdza się do twarzy. Nie jest tłusty i też błyskawicznie się wchłania. Opakowanie airless jest bardzo higieniczne i pozwoliło mi zużyć krem do końca.
Oba kremy sprawdziły się doskonale jako kosmetyki po opalaniu. Skóra na ciele nie jest sucha, nie łuszczy się i nie swędzi. Przy okazji takie małe opakowania zmieszczą się do każdej walizki. Weledę przywiozłam do domu z powrotem tyko dlatego, żeby przeciąć tubkę nożyczkami. W końcu nie mogę marnować dobrego kosmetyku.