Tak więc kwarantanna do Wielkanocy. A plan był taki: dziś mieliśmy jechać do Włoch. Tydzień na nartach w słonecznym Trentino. Długi dzień, szkółka narciarska, caffe corretto sambuca, pizza i pasta, prosecco i takie tam…
Cóż, spaghetti mam w domu, w nadmiarze oczywiście.
Dziś pierwszy dzień wiosny. Nie robi mi to żadnej różnicy. Próbuję popracować w domu między puzzlami, Elsą i kolorowankami. Wyjście po zakupy to wyzwanie. Jestem wrogo nastawiona do bezmyślnych ludzi, którzy zbliżają się do mnie niebezpiecznie z koszykiem, małolatów, którzy płacą gotówką za flaszkę wódki i chleb (tak właśnie było dziś w Biedrze).
Doceniłam las i ciszę. Szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy prowadziłam taki zdrowy tryb życia. Jem kaszę jaglaną, zamroziłam rosół w ilości dla plutonu wojska. Imbir, kurkuma, zielona herbata, mało alkoholu, dużo wody, mniej słodyczy (chociaż Magda Gessler twierdzi, że w czasie kryzysu cukiernie mają się świetnie, bo każdy chce sobie jakoś osłodzić życie).
Nie oglądam za dużo wiadomości, żeby nie popaść w kompletną paranoję. Żyję trochę z dnia na dzień. Nie mam planów na wakacje (zresztą chyba nikt dziś ich nie ma). Chcę tylko, żeby sytuacja została opanowana i Europa z tego wyszła. Bo mam wrażenie, że właśnie stary kontynent ucierpi na tym wirusie najbardziej.
Życzę Wam wszystkim dużo zdrowia. Dziś wszyscy je doceniamy. Kochanowski byłby dumny.