No więc Mikołaj zna moje upodobania kosmetyczne i wie, że skład to podstawa. Czas więc na świąteczne prezenty kosmetyczne.
Na początek nowości od Beyond Organic Skincare ze sklepu Warsztat Piękna. Tutaj nie ma żadnej lipy. Bardzo wysoka jakość, wysoka również cena (choć wciąż taniej niż Kerastase, a skład o niebo lepszy). Dla tych, co nie znają Beyond – to brytyjska marka wyjątkowo niszowa i wyjątkowo nie dbająca o PR. Oni po prostu są ponad to (beyond). Podobnie jest ze składnikami. Dopracowane do perfekcji, nie przemycają niepotrzebnych chemicznych dodatków, nie idą na żadne ustępstwa. Do tej pory głównie robili super kremy – tłuste, bogate konsystencje, mnóstwo aktywnych substancji, zero sztucznych zapachów. Dlatego ich kosmetyki pachną jak mokra trawa (to moje osobiste skojarzenie). Nie każdemu to może pasować, ale trzeba nos odzwyczaić od sztucznych odświeżaczy powietrza i wtedy taki zapach będzie naprawdę przyjemny.
Cieszę się z ich nowości. Do tej pory nie mieli w ofercie szamponów ani tym bardziej żeli pod prysznic. To podstawowa pielęgnacja, ale tutaj występuje w wersji absolutnie luksusowej. Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę używać tych wszystkich kosmetyków. Ale odkładam tę przyjemność i cierpliwie wykańczam obecnie używane szampony, odżywki i żele. Za to w Nowy Rok wkroczę pewnie z nowymi kosmetykami. Oczywiście dam znać, jak się sprawują. Ale tutaj zdecydowanie ufam marce. Wiem, że jest super lista składników i do tego tak ukręcone, że spodziewam się najlepszego.
Kolejny prezent od Mikołaja to peeling do ciała brown sugar od Urtekram do nabycia w sieci sklepów Organic Farma Zdrowia. Oczywiście możecie powiedzieć, że cukrowy peeling z olejkami można sobie samemu ukręcić, ale kto w Święta chciałby kręcić peelingi? Poza tym tu wszystkie składniki pochodzą z rolnictwa ekologicznego. Samodzielnie trudno byłoby mi znaleźć te składniki z dobrego ekologicznego źródła. No i oczywiście proporcje, które są kluczem do dobrej konsystencji. Aż miło się patrzy na wszystkie certyfikaty, jakie ten peeling posiada: fairtrade, ecocert, crueltyfree i vegan.
Idealnie przyjemnościowy kosmetyk, nie tylko na Święta. Ale nie mogłam się powstrzymać i choć mam jeszcze resztę innego peelingu, to musiałam ten wypróbować. Jego niekwestionowanym plusem jest też to, że ta mieszanka cukru i olejów nie jest tłusta. Spodziewałam się lodowiska w wannie, a tu nic z tych rzeczy. Obyło się nawet bez maty antypoślizgowej (zielony krokodyl z Ikei tym razem się nie kąpał ze mną). Kryształki cukru są dość drobne, ale wystarczająco drapią. Skóra po użyciu była lekko zaczerwieniona, ale nie tak podrażniona jak po peelingu solnym. Olejki działają i nie trzeba po kąpieli używać dodatkowo balsamu do ciała. Tak więc drugi dzień Świąt zakończyłam na słodko, a w biodra nie poszło.
Ostatni z moich kosmetycznych prezentów to zestaw do cery normalnej i mieszanej z algami morskimi od Marilou Bio. W ciemno biorę wszystkie kosmetyki naturalne, które zawierają algi. Algi morskie – tutaj morszczyn – wpływają tonizująco, mają działanie przeciwrodnikowe, rewitalizują i rozjaśniają skórę, a dodatkowo dostarczają witaminę C. Zestaw jest do skóry mieszanej, a więc jak dla mnie uszyty na miarę. Jest krem na dzień, krem na noc (każdy po 50 ml) i maseczka (75 ml) – wbrew pozorom to nie jest zestaw miniaturek, więc cenę 138 zł nie uważam za wygórowaną.
Wkraczam w Nowy Rok z nowymi kosmetykami i to takimi, których wcześniej nie znałam. Bardzo mi się taki początek podoba. Życzę Wam wszystkiego najlepszego na Nowy Rok i oczywiście wyłącznie kosmetyków z dobrym składem!