Rano mam zwykle za mało czasu. Najmniej czasu mam na makijaż, bo zwykle, gdy do niego przystępuje, to powinnam już wychodzić z domu. Ostatnimi czasy doszło jeszcze ryzyko, że gdy zaczynam się malować, Tosia postanawia zrobić to samo, czyli zabiera mi pędzle, każe sobie otworzyć słoiczek z jakimś pudrem mineralnym i żąda błyszczyka. Ponieważ wszystko jest eko, to od czasu do czasu jej na to pozwalam, bez obaw, że się będzie pacykować szkodliwą chemią i pięcioma parabenami, ale przez to jestem jeszcze bardziej w niedoczasie.
Od czasu urodzin dziecka czas w ogóle biegnie inaczej i zostałam zmuszona do zmiany swoich nawyków, co sprowadza się do przyspieszenia we wszelkich dziedzinach poza zabawą z dzieckiem. Po kilku miesiącach prób i błędów opanowałam minimalistyczny szybki makijaż do pracy. Młodość zdobi młodość, a starość staranie. Wyglądam normalnie – czytaj: jakbym się wyspała, a tu trzeba zastosować kilka różnych produktów. Oto szczegóły:
Zaczynam od korektora pod oczy, teraz używam Pixie Cosmetics nr 2 – Sweet Almond. To mój absolutny must have. Najlepszy naturalny korektor, jaki można sobie wyobrazić. Dla mnie jest to eko odpowiednik uwielbianego przez makijażystów korektora w pisaku YSL. Pixie jest nawet lepszy. Używam go od wielu lat, widziałam jego metamorfozy opakowań i kolorów. Nie lubię korektorów w pędzlu i nie mam pojęcia jak paćkać tym pędzlem pod oczami. Tu po prostu wklepuję go delikatnie, natychmiast stapia się ze skórą i daje kryjący, ale naturalny efekt.
Po korektorze czas na podkład mineralny. Teraz używam Earthnicity w kolorze Biscuit. Bardzo wydajny, łatwo się nakłada, bo drobinki są naprawdę bardzo drobne. Dzięki temu wtapia się w skórę i jeżeli nie nakłada się go zbyt wiele (co na początku stosowania minerałów chyba przytrafia się wszystkim), to ładnie kryje, ale nie wchodzi w załamania.
Podkład utrwalam rewelacyjnym pudrem rozświetlającym Earthnicity w kolorze Silk Glow Light. Dlaczego jest taki rewelacyjny? Bo to pierwszy znany mi puder, który rozświetla, ale jednocześnie twarz się nie błyszczy. Do tej pory byłam raczej zwolenniczką pudrów matujących. Po tym pudrze zmieniłam zdanie. To moje drugie opakowanie i na pweno nie ostatnie.
Makijaż twarzy kończę różem. Od czasu serialu Sex in the City najchętniej używam różu w kolorze po prostu różowym – taki baby pink pasuje do każdej cery (używała go nawet ruda Miranda) i – co najważniejsze – odmładza. Te rumieńce są naturalne, świeże i energetyczne. Używam różu Annabelle Minerals w kolorze Rose. Wydaje się mocno różowy, ale wystarczy niewielka ilość, żeby uzyskać pożądany efekt.
Moim odkryciem makijażowym jest żółta kredka od Zuii Organic. Używam jej na dolną powiekę do tzw. linii wodnej, czyli żeby rozświetlić spojrzenie, sprawić, żeby oczy nie wyglądały na zmęczone i je optycznie powiększyć. Poza tym tą samą kredką delikatnie zaznaczam środek górnej wargi – tzw. łuk kupidyna. Ten trick z kolei powiększa usta. Trzecie zastosowanie tej samej kredki to bardzo delikatna kreska pod brwiami, ale tyko od tej cieńszej, zewnętrznej strony. To nieco unosi brwi do góry i też rozjaśnia spojrzenie.
Z brwiami jeszcze nie skończyłam. Od pewnego czasu zamiast cieni do powiek ważniejsze są dla mnie cienie do brwi. Nie mam permanentnego makijażu, uważam, że brwi wyglądają wtedy sztucznie i oczywiście wszystkie dziewczyny mają w ten sposób podobnie groteskowo zdziwione twarze z podobnie obrysowanymi brwiami. Dlatego wolę cienie z odpowiednim pędzelkiem. Mam zestaw cieni do brwi CouleurCaramel. Używam jaśniejszego lub ciemniejszego brązu. Trzeci – grafit raczej zużyję jako kredkę do powiek, dla mnie do brwi jest za ciemny (czarny kolor sprawia, że wyglądam groźnie). Kluczem do dobrego makijażu brwi jest umiar. Dlatego bardzo ostrożnie nakładam te cienie, lepiej za mało niż za dużo.
Rzęsy podkreślam certyfikowanym naturalnym czarnym tuszem do rzęs SO BIO. Efekt wcale nie jest taki naturalny. Rzęsy są podkreślone, wydłużone, ale nie kapią grudkami. Na początku tusz wydawał mi się zbyt delikatny, ale po kilku dniach się rozkręcił i teraz fajnie podkreśla. Bardziej maluję górne rzęsy, a dolne prawie wcale. Większość naturalnych tuszy prędzej, czy później niestety się osypuje i mamy efekt pandy, co wygląda fatalnie.
Do ust stosuję na co dzień dwa błyszczyki: Tata Harper w kolorze Very Sweet, który jest dość jasny, brzoskwiniowy. Mieszam go z błyszczykiem Felicea – kolor nr 35 dojrzała brzoskwinia. I faktycznie jest nieco ciemniejszy. Te dwa odcienie fajnie się ze sobą łączą. Poza tym w pracy wolę aplikację w sztyfcie niż wydłubywać błyszczyk palcem ze słoiczka.
Efekty tych wszystkich kosmetyków możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu. Niby bez makijażu, ale jakaś taka promienna cera. Bo to już nie te czasy, kiedy się wstawało rano i się super wyglądało po ochlapaniu wodą.
Years of experience and now I know how to do make-up quickly and how to look like I had enough sleep. Have a look at my minimalist make-up with all natural products. There are no toxic ingredients. Products come from all over the world – from Poland to Australia. This is my basic set to do make-up before going to work. You can see the effect on the picture below.