Chcę Wam opowiedzieć o tym garnku, choć to żaden product placement. Choć gdyby Le Creuset był zainteresowany, to biorę każde żeliwo w ciemno. Ale do rzeczy.

Wiele lat temu kupiłam garnek rzymski do pieczenia kurczaka. I myślałam, że to najlepszy garnek na świecie, dopóki się nie rozbił. Lubię rzeczy trwałe, takie, które wystarczają na lata. Teflonowych patelni nie toleruję. Od dawna traktuję je jako produkty szkodliwe i rakotwórcze (tak, jestem tu radykalna). Najbardziej zdrowym i trwałym materiałem jest żeliwo – ciężkie, ale starczy na pokolenia. Moja znajoma ma 30-letnią żeliwną patelnię do naleśników, która ma się świetnie. Takie naczynia wymagają też mniejszej ilości tłuszczu do smażenia.

Po rozbiciu rzymskiego garnka postanowiłam zainwestować w żeliwny garnek. Ale nie lubię wydawać za dużo pieniędzy, więc zamiast flagowego koloru czerwonego i pomarańczowego, wybrałam w outlecie przeceniony żółty (był tańszy niż taki sam czerwony o jakieś 400 zł). Mam go już kilka lat i jestem z niego bardzo zadowolona. Jest wielofunkcyjny, świetnie się w nim piecze buraki, dusi mięsa. Nie używam go do zwykłego gotowania, choć może powinnam (w restauracji Warszawa Wschodnia wszystko robią w tych garnkach). Garnek, myję tylko ręcznie, zakładam specjalne nakładki, żeby była przestrzeń między garnkiem a pokrywką, gdy go nie używam. No i gotowanie w nim jest naprawdę proste.

Mojej córki jeszcze nie wdrażam w obsługę tego garnka (za ciężki jest dla niej), ale z czasem to na pewno zrobię. W końcu ona też będzie go używać, jak dorośnie. I o to mi właśnie chodzi.