Oliwa, którą aktualnie używam w kuchni (a także w pielęgnacji) to włoska oliwa z oliwek extra vergine z winnicy Collazzi.
Od lat kupuję oliwę z oliwek bardzo dobrej jakości. Jest znacznie droższa niż taka z promocji z Biedry. Ale jest też kolosalna różnica w smaku i wartościach odżywczych. Mam książkę o oliwach, gdzie przeczytałam, jak się fałszuje oliwę, a także jak się produkuje taką naprawdę dobrej jakości.
Przede wszystkim oliwa z oliwek ma być z jednego źródła. Jeżeli zamiast miejsca pochodzenia mamy informację, że to mieszanka oliw z Grecji, Hiszpanii i Włoch to ja takiej oliwy nie kupię.
Ma być nie tylko jeden kraj, ale i jedno miejsce – najlepiej winnica. Tak jak w tym przypadku. Collazzi produkuje wina, a przy okazji oliwę. Ma bardzo wyrazisty smak, który może nie każdemu przypadnie do gustu, ale dla mnie jest przepyszna. Lubi ją także moja córeczka, która sama leje ją na makaron i je z samą bagietką. Gdy się skończyła i kupiłam inną (hiszpańska, też z dobrego źródła, ale bardziej łagodna), to jej nie smakowała.
Dobra oliwa to dla mnie także test restauracji. Byłam w kilku włoskich restauracjach w Warszawie, gdzie oliwa była fatalna. Niby włoska, a w pseudo karafce leją jakieś popłuczyny po oliwie bez smaku. Wtedy wiem, że to nie jest dobra restauracja.
Oliwę ze zdjęcia kupiłam u Mielzynski . Znajdziecie ją na każdym stoliku w ich restauracjach. Jedzenie jest równie dobre jak ta oliwa. Wina przy okazji też😁🍷