Rok 2007. Na zdjęciu się uśmiecham, ale wcale nie jestem szczęśliwa. Najgorsze dopiero przede mną. Mój – jak mi się wydawało – poukładany świat rozsypie się 2 lata później. Oszukiwałam siebie i udawałam, że wszystko jest w porządku. Spadałam w dół. Ale nie z prędkością światła. Wolniutko leciałam i nawet wydawało mi się, że wcale nie jest źle sobie polatać. Tyle, że przede mną był beton i w końcu zaczęło do mnie docierać, że prędzej czy później wyrżnę głową i zostanie miazga. Pudrowałam i maskowałam uśmiechem przygnębienie, stawałam się obojętna na to, co się dzieje wokół. Uciekałam w książki, sny i wspomnienia. Wszystko, byle nie to, co się dzieje tu i teraz. 

Aż nastąpiło bum. Tutaj możecie sobie wpisać dowolne wstrząsające wydarzenie, które jest tym przysłowiowym dnem, od którego można się odbić. Albo kopać w mule. Ja wtedy właśnie poszłam do psychologa, bo nie widziałam wyjścia z sytuacji. Sama bym sobie nie poradziła. Ale nie od razu podjęłam kroki, żeby coś zmienić w swoim życiu, To był proces. Przygotowywałam się do tej rewolucji, bo wiedziałam, że zmieni się dokładnie wszystko. I w pewnym momencie wiedziałam, że muszę przez to przejść i oczywiście bałam się zrobić ten pierwszy krok. Chociaż w zasadzie to bardziej bałam się całej drogi, którą sobie wytyczyłam. Bałam się konsekwencji i tego, że nie wiem, co będzie dalej, co jest za zakrętem. W końcu postanowiłam sobie podzielić tę drogę na kroki. Skupiłam się tylko na pierwszym kroku do zrobienia. Jak już go zrobiłam, to zaczęłam myśleć tylko i wyłącznie o kroku drugim, nic dalej. I tak po kolei. W końcu zobaczyłam, że za zakrętem jest zupełnie inaczej, całkiem nieźle. I zobaczyłam coś jeszcze. Że to ja mogę sobie tam posadzić kwiatki, poskakać, potańczyć i zrobić kilka innych rzeczy, żeby ta droga była po prostu fajna.

Zaczęłam sama wpływać na swoje decyzje, a nie czekać, aż coś się samo wydarzy. Zrobiłam się bardziej odważna. Nie znaczy to, że nie popełniałam błędów. Oczywiście, że popełniałam i wciąż popełniam. Ale szłam dalej, brałam te konsekwencje ze sobą i wyciągałam wnioski. Ta droga zaprowadziła mnie we wspaniałe miejsca, gdzie poznałam wspaniałych ludzi, ale nauczyłam się też słuchać swojego wewnętrznego głosu. Z perspektywy czasu zobaczyłam, że tam, gdzie go nie słuchałam, to potem tego żałowałam. Albo musiałam się cofnąć i posłuchać tego mojego głosu, intuicji, żeby móc iść dalej.

Dlaczego o tym piszę? Wczoraj był Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją, chorobą, na którą zapada coraz więcej osób, niezależnie od płci i wieku. Nie wiem, czy miałam wtedy depresję, natomiast byłam smutna, przygnębiona i czułam, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Wiem też, że gdybym nie poszła wtedy do psychologa, to być może z czasem byłoby gorzej i mój stan faktycznie byłby już mocno depresyjny. Jedyne, czego mogę żałować to, że poszłam po pomoc tak późno. Trzeba było to zrobić wcześniej, bo po prostu szkoda czasu, życia i straconych lat, które są nie do odrobienia.