Francuski certyfikat Cosmebio powstał w 2002 roku. W przeciwieństwie do ecocert, nie zajmował się nigdy certyfikowaniem żywności, tylko od razu kosmetykami. Cofnijmy się do roku 2002: wówczas nie było żadnych regulacji dotyczących kosmetyków naturalnych i deklaracji marketingowych. Producenci mogli sobie mówić, co chcieli. To wówczas na rynku pojawiła się odżywka do włosów znanego koncernu, która na opakowaniu miała narysowany wielki plaster miodu i pszczółki. Producent chwalił się miodem w składzie, który miał działać odżywczo na włosy. Problem w tym, że miód był na ostatnim (!) miejscu listy składników, czyli było to tyle, co posolić zupę do smaku i chwalić się, że zawiera sól.
Jak słusznie zauważyli założyciele Cosmebio – marketing był wówczas dużo bardziej ekologiczny, niż produkt w rzeczywistości. Postanowili więc walczyć z greenwashingiem – edukować konsumentów i certyfikować kosmetyki, żeby łatwiej było rozpoznać te naturalne. Zaangażowali 10 laboratoriów, gdzie opracowano kryteria dla kosmetyków naturalnych i organicznych. Są one zbliżone do pozostałych certyfikatów: żadnych kontrowersyjnych składników, sztucznych zapachów, więcej olejów i ekstraktów roślinnych, a tylko niezbędne minimum składników chemicznych. Przyznany certyfikat jest weryfikowany co roku, czy nic się nie zmieniło i producent przypadkiem nie obniżył jakości.
Po powstaniu standardu Cosmos, Cosmebio z czasem do niego dołączyło. Kryteria są ujednolicone, ale logo Cosmebio wciąż widnieje na produktach, które należą do stowarzyszenia. Jest to tak samo wiarogodny certyfikat, jak Ecocert, czy Natrue. Można mu w pełni zaufać.