Trzy używam i porównuję, czwarty czeka, bo ileż można używać jednocześnie. Ale po kolei:
Schmidt’s – kupuję w USA odkąd go odkryłam 10 lat temu. W 2017 marka się sprzedała do Unilever. Poszerzyli ofertę o mydła w kostce, pasty do zębów, obok słoiczka pojawił się sztyft. Jak ostatnio kupowałam sztyft to zauważyłam logo ecocert. Nie wiem, czy wszystkie ich produkty tak mają certyfikat, ale to nie jest tak, że kiedyś był nienaturalny skład, a teraz to się zmieniło. Być może jest to związane z rosnącą popularnością tych dezodorantów w Europie, bo w USA ecocert nie jest znany. Chętnie do niego wracam.
Alterra – to pierwszy dezodorant tej marki własnej Rossmanna, który na mnie działa. Wszystkie kulki, spraje były beznadziejne, nawet słoiczek był słaby. Coś tu ewidentnie poprawili z formułą i ten dezodorant mogę Wam polecić z czystym sumieniem. Mam nadzieję tylko, że opakowanie (papierowe) mi się nie popsuje pod koniec używania, tak jak z Ben&Anna, gdzie ten papierowy walec się rozwarstwił i męczyłam się z samym dezodorantem.
CD – tak, to nie jest typowy naturalny dezodorant, to po prostu deo bez aluminium, do tego ze sztucznym zapachem. Ale mam sentyment do tej marki. Kupowałam te kosmetyki w Niemczech, tuż po otwarciu granic, gdy byłam nastolatką, bo skusiły mnie moje inicjały w nazwie. Wtedy ta marka wydawała mi się luksusowa. Pomijając sztuczny zapach (który też lubię, bo właśnie kojarzy mi się z tamtym czasem), to całkiem nieźle działa. Trzyma dobre pół dnia, kosztuje grosze, oparty jest o alkohol i ma krótki skład. Poza sztucznym zapachem brak kontrowersyjnych składników. Szybka aplikacja i można wyjść z domu. W Niemczech w ogóle jest zaskakująco duży wybór dezodorantów bez aluminium, niekoniecznie naturalnych, ale prawie każda marka ma taką wersję.
4 szpaki czekają, aż skończę przynajmniej jeden z powyższych. Często polecacie ten dezodorant, więc postanowiłam go w końcu wypróbować, jakoś wcześniej nie było okazji.