Swoją drogą nazwa denko wcale mi się nie podoba. Taka jakaś nowomowa blogowa. Wszystkie kosmetyki, które pokazuję na blogu zużywam do końca, tubki przecinam, do szamponów wlewam wodę, czyli do ostatniej kropli. Ale wróćmy do istoty rzeczy.
Tym razem pokazuję zużyte opakowanie ampułek santaverde aloe vera blossom age protect. Zużyłam 10 ampułek w ciągu 10 dni. I bardzo sobie chwalę. Cera uległa widocznej poprawie. Zniknęły drobne krostki. Moja cera stała się wygładzona i nawilżona. Ampułki stosowałam wieczorem po umyciu na twarz i szyję. Na początku bałam się szklanej ampułki, ale Niemcy skonstruowali je perfekcyjnie, i ani razu się nie skaleczyłam.
W ampułce jest płyn o lekko żelowej konsystencji, dzięki czemu dobrze się rozprowadza. Santaverde to dla mnie gwarancja najlepszej jakości aloesu i dzięki temu widzę jego dobroczynne działanie. Płyn szybko się wchłania, nie zostawia tłustej warstwy. Dla mnie ma delikatnie słodki zapach aloesu, bardzo przyjemny, nie narzuca się. Z każdym dniem używania byłam coraz bardziej zadowolona. Doszło w końcu do tego, że szkoda mi było zużywać ostatniej ampułki.
Na pewno chciałabym przeprowadzić taką kurację ponownie. Działa lepiej niż maseczki przeciwzmarszczkowe. Polecam, szczególnie dziewczynom, które 18 lat skończyły już jakiś czas temu;)