U mnie na profilu nie ma doklejanych rzęs i gęstego obciążenia górnej powieki. Zamiast tego zmagam się z naturalnymi tuszami do rzęs, które w większości dają… tak naturalne efekty, że czasami tego tuszu wcale nie widać. Ale nie zrażam się tym drobnym mankamentem. Jakoś nie kręci mnie doklejanie rzęs, bałabym się, że mi odpadną na basenie albo nie będę mogła się podrapać po oku porządnie.
Wracając jednak do kosmetyków – oto używane przeze mnie mascary. Wszystkie łączy oczywiście naturalny skład. Zacznę od góry: czarny tusz alverde z niemieckiej drogerii dm. Nie oceniajcie po szczoteczce. Myślałam, że będzie fajna, bo taka wyrazista, a tu zonk. Szoruję po rzęsach i nic. Marny efekt i zmęczyłam się używając tego tuszu, bo nakład pracy był całkowicie niewspółmierny do efektu.
Nude by nature – dostępny w naszym Douglasie – polecany w sieci i ja się do tych poleceń przyłączam. Jeden z lepszych naturalnych tuszy, jakich używałam. Oko jest ładnie podkreślone. Nie osypuje się, ale chcę podkreślić, że ja bardzo delikatnie maluję dolne rzęsy albo wcale.
I na koniec nowość od alverde – tusz glamorous volume – gruba nazwa i gruba tubka, ale nie takie grube rzęsy. Lepszy od tego czarnego bright eyes, ale nie daje takiego efektu jak ten z Douglasa.
Z każdego z tych tuszy można coś wydusić, ale zdecydowanie odradzam czarny alverde – zbyt męczący w używaniu. Glamorous jest fajny na co dzień, a nude by nature przyda się na Sylwestra. Więc jeśli szukacie czegoś na ostatnią chwilę, to jest sylwestrowa zniżka na kartę Douglas.