Uśpienie dziecka to wyzwanie. Noszenie na rękach, śpiewanie kołysanek, zgaszone światło – a oczy szeroko otwarte. Wówczas sięgamy po najbardziej niekonwencjonalne metody… no może z wyjątkiem chloroformu.

Moja córeczka dostała w prezencie uroczą pluszową sówkę-pozytywkę, którą włącza się pociągając za ogon z tyłu. Gadżet raczej dla dorosłych niż dla noworodków. Żadnej funkcji nasennej. Delikatna melodyjka, różowe sowie uszka – zero reakcji. Sówka czeka zatem w szufladzie na swoją kolej, aż (miejmy nadzieję) pewnego dnia stanie się atrakcyjna.

Znajoma matka podpowiedziała mi, że jej dziewczynka zasypiała przy dźwięku suszarki do włosów. W okresie niemowlęcym spaliła w ten sposób dwie specjalnie w tym celu zakupione suszarki. Na początku śmiałam się z tego pomysłu, ale po godzinach noszenia maluszka (zwłaszcza w środku nocy) postanowiłam spróbować. Otóż okazało się, że suszarka doskonale spełnia dwie zasadnicze funkcje – remedium na kolki i bolący brzuszek oraz funkcję nasenną. Od tej pory suszarka leży przy łóżeczku, a firma Philips powinna dodać na opakowaniu nowe zastosowanie. Gwarantowany wzrost sprzedaży.

Przypadkowo od innej koleżanki dowiedziałam się o najnowszym gadżecie, zwanym szumisiem. Przedsiębiorcze matki Polki zaczęły produkować misia z wbudowanym z tyłu głowy aparatem szumiącym przez 20 minut od włączenia. Miś do tego ma ulubiony przez dzieci kształt, czyli głowę, brak tułowia i 4 łapki. Uszy po naciśnięciu szeleszczą, a każda łapka ma inny kolor. Do tego łapki mają zamontowane magnesy, więc można zaczepić szumisia o oparcie łóżeczka. Wszystko made in Poland. Gadżet wręcz patriotyczny.

Po nabyciu szumisia nie mogę wyjść z podziwu jak moje małe oczka zamykają się w ciągu kilkunastu sekund od jego włączenia. Spokojny sen dziecka to najpiękniejszy widok.