To magazyn rozdawany na pokładzie samolotów LOT. Jakieś było moje zaskoczenie, gdy ujrzałam tam artykuł o kosmetykach ekologicznych. Napisała go Joanna Winiarska (dział urody Glamour). 

Tekst nie jest zły sam w sobie. Jest wiele przydatnych informacji. Podoba mi się tytuł „slow beauty”. Jest wyjaśnione, że trzeba czytać listę składników, ale już na drugiej stronie autorka się gubi, nie wie, o czym pisze, co niestety widać. Mam też zastrzeżenia co do zdjęć kosmetyków – nie wszystkie są eko.

Przede wszystkim to nie jest prawda, że zadaniem kosmetyków eko nie jest błyskawiczne poprawienie stanu skóry. Dobry balsam do ciała, oparty o masło shea działa od razu i nie potrzebuje tygodni, aby nawilżyć i odżywić skórę.

Jest tam też bzdurne stwierdzenie, że Ministerstwo Dobrego Mydła jest właścicielem receptury oleju z pestek śliwki i nasion malin. Oni po prostu sprzedają te oleje, to są czyste oleje z tłoczni, na które nie potrzeba żadnej receptury. 

Redaktorka pogubiła się także w kwestii kosmetyków mineralnych. Tym mianem określa się zwykle sypką kolorówkę, a nie minerały z Morza Martwego. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto mówiąc o kosmetykach mineralnych ma na myśli coś innego niż kosmetyki do makijażu. 

Jeśli chodzi o przykłady produktów na zdjęciach to eko marką nie jest na pewno Rene Furterer i maska karite nie powinna się znaleźć w tym gronie (zielony słoiczek zdecydowanie nie wystarczy, by być eko). Nie jest też do końca eko marka -417. Bez parabenów i oleju mineralnego nie oznacza jeszcze naturalne. Poszukałam składów w internecie, co łatwe nie jest, bo na stronie producent ich nie podaje (to dla mnie domniemanie, że ma coś do ukrycia). Jednak udało mi się znaleźć skład kremu do stóp tej marki – jest propylene glycol, triethanolamine i dimethicone (silikon). To wyklucza bycie kosmetykiem naturalnym. Nie znalazłam niestety składu serum pod oczy prezentowanego w artykule, ale biorąc pod uwagę tamten skład, nie spodziewam się niczego znacznie lepszego. Avene też nie jest eko marką, jednak prezentowany jest puder bez filtrów chemicznych, co jest plusem. Musiałabym zobaczyć cały skład INCI. Może być w porządku, ale może być np. chemiczny zapach.

Na koniec ramka „co musisz wiedzieć o kosmetykach ekologicznych”, która nie ułatwia, ale zniechęca do sięgnięcia po eko kosmetyki. Kontrowersyjne zapachy to stereotyp, który konsekwentnie obalam. Polecam balsam do ciała o zapachu róży marokańskiej – pani redaktor padłaby z wrażenia, że to też eko i czym prędzej usunęła to zdanie.

Żadne kosmetyki nie dają spektakularnych efektów (od tego jest chirurg plastyczny;)) Prawdą jest natomiast, że mają krótsze terminy ważności, bo leżenie latami na półkach sklepowych wymaga odpowiedniego nafaszerowania konserwantami. 

Nie jest prawdą, że eko kosmetyki się nie pienią. To kolejny mit. Tak było lata temu. Teraz pienią się tak samo, jak te chemiczne, tyle że bez rakotwórczej piany. Pani redaktor nie używała również porządnych ekologicznych odżywek do włosów, skoro uważa, że po umyciu kosmetykami ekologicznymi, włosy mogą być szorstkie w dotyku. Jako wieloletnia użytkowniczka eko szamponów i odżywek zdecydowanie zaprzeczam. Są na rynku też takie odżywki, które pozostawiają włosy wyjątkowo miękkie. 

To prawda, że silikony wygładzają skórę, ale dobre receptury eko kosmetyków też potrafią zdziałać cuda i pozostawić skórę gładką i miękką. 

Podsumowując, artykuł w połowie jest przydatny, a w połowie wprowadza w błąd. Szkoda, bo dobry artykuł mógłby zachęcić do stosowania eko kosmetyków osoby, które ich jeszcze nie znają, a tak dadzą sobie spokój, skoro eko kosmetyki nie mają ładnych zapachów i nie oferują porządnej odżywki do włosów.