To, że dzisiaj czuję się jak ryba w wodzie nie oznacza, że pływam od przedszkola. W szkole podstawowej nie umiałam w ogóle pływać. Jedynym moim osiągnięciem było zanurzenie głowy pod wodę.
Nauczyłam się pływać dopiero na wakacjach przed liceum. Skrzywił mi się kręgosłup i pływanie okazało się najlepszą gimnastyką. Połknęłam bakcyla i zaczęłam chodzić regularnie na basen. Potrafiłam wstać wcześnie i o 7.00 być już na basenie, bo wtedy było najbardziej pusto.
Pływanie przydało mi się też po złamaniu ręki. Pół roku rehabilitacji i intensywnego pływania – codziennie 1,5 km – sprawiło, że mogę obie ręce tak samo zginać i prostować.
Uważam, że to najzdrowszy sport, który równomiernie rzeźbi ciało (nie mówię o pływaniu wyczynowym, bo wtedy idzie w ramiona i kark), wspomaga także odporność (wszyscy znani mi rodzice, którzy posyłają dzieci na basen mówią, że przestały chorować).
Namawiam każdego do pływania. Styl nieważny. Ważne, żeby wejść do wody i się ruszać, zmusić do wysiłku. Nie ma nic fajniejszego niż zmęczenie po pływaniu. Głowa wypoczęta i mnóstwo endorfin. Polecam.