Nie umiem piec, ale mojej córce to nie przeszkadza. Mało tego, w ramach rodzicielskiej uczciwości od razu się do tego przyznałam, ale porażający optymizm w odpowiedzi (- mamo, nauczysz się!) nie pozostawił mi wyboru.
Żeby była jasność: te babeczki to pomysł od początku do końca Tosi. Przepis sama znalazła w książce, którą dostała od swojej cioci i nawet go dla mnie specjalnie wycięła (patrz: zdjęcie).
W sumie moja rola to była rola lektora – chodziło o to, żebym przeczytała, co i jak. Tosia sama wyrabiała ciasto (pomogłam tylko na końcu w mieszaniu drewnianą łyżką) i sama nakładała ciasto do foremek. Lekko zmodyfikowałyśmy przepis – masło zamiast margaryny, wiórek kokosowych nie lubimy, do środka kostka gorzkiej czekolady i borówki na wierzchu. No i piec trzeba 20 minut (a nie 10-15 jak w książce).
Powiem tak: babeczki wyszły super. Byłam w ciężkim szoku, bo już szykowałam sobie empatyczny przekaz, żeby się nie poddawać, jak nie wyjdzie. No i ona się rozkręca i chce piec teraz inne rzeczy. Człowiek całe życie się uczy. Przynajmniej ja, po 40-stece, nauczę się piec ciasta.