Dziś post o składnikach, które są wartościowe, choć syntetycznego pochodzenia, więc kosmetyki z tymi składnikami nie dostaną certyfikatu, ale mimo to warto na nie zwrócić uwagę. Czego szukamy?
Panthenol – inaczej kwas pantotenowy, prowitamina B5, to substancja organiczna z grupy alkoholi. Łatwo wnika w skórę, ma właściwości łagodzące, działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie. Koi podrażnienia i pieczenie skóry. Kto nie stosował białej pianki w sprayu po opalaniu, ręka do góry? No właśnie, nie widzę.
Niacynamid – to po prostu witamina B3, jest antyoksydantem i chroni skórę przed wolnymi rodnikami, a więc działa przeciwzmarszczkowo. I co równie ważne, stymuluje organizm do produkcji kolagenu, czyli białka odpowiedzialnego za elastyczność skóry. Niacynamid pobudza też produkcję naturalnych lipidów w skórze. A lipidy uszczelniają naskórek i chronią przed nadmierną utratą wody, czyli odpowiadają za nawilżenie skóry i regulację gospodarki wodno-tłuszczowej.
Kwas azelainowy – kolejny składnik pochodzenia syntetycznego, na który warto zwrócić uwagę, zwłaszcza przy cerze trądzikowej. U kosmetyczki można zrobić peeling na bazie właśnie kwasu azelainowego, który działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie, reguluje wydzielanie sebum, pomaga rozjaśnić przebarwienia i jest dobrze tolerowany przez skórę.
Alantoina – pochodna kwasu moczowego, łagodzi podrażnienia, maść z alantoiną przepisała mi ostatnio lekarka do smarowania miejsc po wyciętych pieprzykach, bo działa regeneracyjnie, przeciwzapalnie, zmniejsza widoczność blizn, wspomaga leczenie ran i rozjaśnia skórę (ale nie nadaje się do ropnych zmian skórnych).
Wyżej wymienione składniki znajdziecie w kosmetykach Miya na zdjęciu. Łatwo je odróżnić na liście składników, bo producent dla ułatwienia każdy składnik pochodzenia naturalnego oznaczył gwiazdką (a te jako syntetycznego pochodzenia są bez gwiazdki). Nie wszyscy tak robią (nie ma takiego obowiązku), więc tym bardziej cenię takie ułatwienie dla konsumentów.