Niektórzy narzekają, że kosmetyki ekologiczne mają nieciekawe zapachy, że naturalny zapach nie jest atrakcyjny i przegra z tym dopracowanym chemicznie. Dziś chciałam zadać kłam tym twierdzeniom oczarowana melonowo-ogórkowym aromatem balsamu do ciała mokosh.

Znałam te kosmetyki już wcześniej, używałam m.in. olejku pomarańczowego do ciała i byłam z niego zadowolona. Wiedziałam, że szykują się nowe produkty, które będą miały też nowe zapachy. Wybrałam wersję świeżą melonową, bo uznałam, że na lato będzie pasować. Nie pomyliłam się.

Zapach jest urzekający, świeży, poranny, zupełnie nie… naturalny. Nie zrozumcie mnie źle. Taki zapach można z powodzeniem zamknąć w mgiełce do ciała, czy letnich perfumach, nie wspominając nic o eko składnikach. Wiele osób zarzuca kosmetykom ekologicznym, że naturalne nuty zapachowe nigdy nie będą tak doskonałe, jak te dopracowane chemicznie, że jest różnica, że to jednak pachnie inaczej, że nie da się zrobić naprawdę fajnego naturalnego zapachu. Jednak da się.

Sam w sobie balsam do ciała jest świetny. Konsystencja w sam raz – nie za tłusta, nie za lekka. Dobrze się wchłania, choć zostaje przez chwilę cienka tłusta warstwa. Nie przeszkadza mi to, bo jestem przyzwyczajona do tłustych olejów i zwykle czekam chwilę, zanim się ubiorę. Wróćmy jednak do głównej atrakcji balsamu, czyli zapachu.

Jest świeżo, subtelnie, nie dusząco i pachnąco. Mnie ten zapach skłania do tego, aby od razu użyć balsamu do ciała. Powoduje to oczywiście, że w szybkim tempie znika on ze słoiczka. Używam go namiętnie jako kremu do rąk w ciągu dnia, a po kąpieli smaruję całe ciało. Do końca lata słoik na pewno nie przetrwa…