Jeśli nie chcecie mieć pięt przypominających skórę krokodyla, czyli twardych i popękanych, to trzeba regularnie wcierać krem do stóp. Zimą nie ma dla mnie problemu, wcieram tłuste kremy i jest mi z tym dobrze. Ale latem nie lubię tłustej warstwy, pomijając to, że chodząc boso mogę wywinąć orła.
Dlatego szukam kremu, który będzie dbać o stopy, ale przede wszystkim nie pozostawiać tłustej warstwy. Krem do stóp od Phenome taki właśnie jest. Wbrew nazwie – warming – wcale nie jest dla mnie rozgrzewający. Ma konsystencję przypominającą budyń, dzięki czemu łatwo się wsmarowuje i szybko wchłania. Ja bym mu tę nazwę zmieniła, bo to rozgrzewanie sugeruje, żeby go stosować zimą, a on jest świetny na lato. Stopy są po nim lekkie i świeże, co zresztą przyznaje sam producent, więc tym bardziej polecałabym krem jako całoroczny.
Nie ma się co tutaj więcej o nim rozpisywać. Spełnia swoją rolę bardzo dobrze. Używam go codziennie wieczorem, po kąpieli. Nie zakładam później żadnych bawełnianych skarpetek (sugestia producenta), bo nie mogłabym zasnąć, zwłaszcza w te upały. Ale i bez tego stopy są dobrze nawilżone.
Codzienne stosowanie kremu do stóp nie oznacza rezygnacji z pedicure u kosmetyczki. To dla mnie zabieg obowiązkowy, nie tylko latem. Nie ma nic gorszego niż gustowny sandałek z krokodylem na pięcie. Nie rozumiem takich kobiet, a przyznam, że widuję na ulicy. Do tego obuwie mają często niezwykle eleganckie. Biedne sandałki…