Nart nie schowałam do garażu. Zamierzam jeszcze trochę poszusować w tym roku. Ale zanim to nastąpi pokażę Wam, co zabrałam ze sobą na ostatni wyjazd i jakie kosmetyki bardzo mi się przydały po nartach.

Nie będę udawać, że mam super kondycję. Nie ćwiczę regularnie, na siłownie nie chodzę (chodzę do pracy), a moja codzienna aktywność to popołudnia z trzylatką, która chce spacerować, biegać i robić mnóstwo różnych innych rzeczy. Tak więc do przewidzenia było, że po intensywnym dniu na nartach moje nogi padną, a mięśnie będą boleć. Kryzys przyszedł w drugim dniu na stoku, gdzie już po małym obiedzie na stoku, zsuwałam się z niebieskich tras i zamiast z gracją trawersować wykonywałam rozpaczliwe dupo-skręty. Uda i łydki strasznie  mnie bolały i nie miałam po prostu siły dalej jeździć. Spodziewałam się zakwasów następnego dnia, więc postanowiłam działać. Skutecznie.

Oto moje 3 narciarskie niezbędniki w tym sezonie:

  1. Oliwka magnezowa BetterYou – firma produkuje coś na kształt ekologicznych suplementów diety, choć nie lubię tego określenia, bo kojarzy mi się z wciskaniem konsumentom tabletek na spanie, spalanie, odchudzanie i wszystkie inne aktywności i czynności fizjologiczne. To jest zupełnie coś innego. To magnez, który się wchłania przez skórę. Smaruję oliwką uda po wysiłku fizycznym i po prostu czuję, jak uzupełniam niedobory magnezu. Lekko szczypie, oliwka ma taką trochę tępą konsystencję i trzeba umyć ręce po nałożeniu, bo nie znoszę tego uczucia na dłoniach. Ale najważniejsze, że działa – zakwasów nie było, skurczów w nocy też nie.
  2. Spray z 17 olejkami eterycznymi do nóg Puressentiel – to absolutnie nie jest kosmetyk dla dzieci (ani tym bardziej kobiet w ciąży). Stężenie olejków eterycznych jest bardzo duże. Czuć je na kilometr. Ale dzięki temu bardzo dobrze działają. Pierwsze wrażenie jest super przyjemne – chłodzące. Producent obiecuje, że ten olejek poprawia krążenie krwi i mogę potwierdzić, że faktycznie tak jest.
  3. Krem do stóp z olejkiem z drzewa herbacianego Balm Balm – to był wieczorny relaks przed pójściem spać. Tłusta maść z wyraźnie wyczuwalnym olejkiem z drzewa herbacianego. Stopy nawilżone, lekko schłodzone. Słoiczek jest niewielki, ale wystarczy naprawdę mała ilość, żeby dobrze nasmarować obie stopy.

Ten właśnie zestaw mnie wspomagał na wyjeździe i polecam go każdemu, kto się jeszcze wybiera tej zimy na narty czy inny snowboard.