Gdy byłam w Zakopanem, w hotelu Mercure Kasprowy odbywała się impreza pod hasłem: „Healthy weekend by Ann” Tak ta Ann. Ann Lewandowska. Nie spodziewałam się samej naczelnej mistrzyni fit i zdrowego odżywania, ale byłam bardzo ciekawa, co też ten weekend oferuje. Postanowiłam więc sprawdzić, co jest w programie osławionego zdrowego weekendu. 

Grupę kilkunastu osób i dwójkę trenerów szybko namierzyłam dzięki insta lokalizacji. Dowiedziałam się jak wygląda ich dzień. Rano przebieżka niedaleko hotelu. Bieg niestety w dół (bo w górę jest stok narciarski), a więc przy złym wietrze wdychają zakopiański smog. Przy czym nie był to morderczy bieg z przeszkodami, bo większość uczestników skrupulatnie relacjonowała wszystko, począwszy od wyjścia z hotelu, na insta story, a trener nawet już z windy. 

Były też ćwiczenia na sali (typowy aerobic), relacjonowane w boomerangu (to zawsze dobrze wygląda, jakby była duża ilość powtórzeń). Na żywo spotkałam towarzystwo w porze przed-lunchowej. Ja byłam po nartach, a oni pewnie po swoich ćwiczeniach. Minęła mnie grupka 3 dziewczyn z trenerem, którzy wyszli na taras… zapalić (wyglądało na to, że trener był tylko biernym palaczem). Nie pachnące aromaterapeutyczne kadzidło, tylko papierosy. Nawet nie elektroniczne, tylko zwykłe ordynarne pety, szlugi, czyli nikotyna i substancje smoliste w wersji full wypas. No trudno.

Ponownie spotkaliśmy się na kolacji, gdzie grupa „healthy weekend” miała własny catering z ciasteczkami i suchymi przekąskami foods by Ann odpowiednio wyeksponowanymi na standzie, ale chyba nie cieszyły się w grupie powodzeniem. Podobnie jak napój serwowany zamiast kawy, bo sama trenerka udała się w kierunku naszego ordynarnego ekspresu do kawy, nalała sobie czarną i posłodziła cukrem, zamiast dostępnym na swoim healthy stoliku ksylitolem, czy inną stewią. 

Szukałam bezskutecznie jakiegoś punktu programu, gdzie byłby jakiś (krótki choćby) wykład o zdrowym odżywianiu, czy coś ogólnie o zdrowym stylu życia. Zamiast tego obejrzałam zdjęcie uczestniczki kuszącej młodej mamy z hotelowej łazienki z pięknie wymodelowanymi włosami, skaczącego wesoło w boomerangu wydziaranego trenera i koleżanki prężące się nad basenem (to nie był trening pływacki). 

Ja w basenie też nie popływałam, bo moim głównym zadaniem było łapanie dziecka z kręconej zjeżdżalni, gdzie stałam zanurzona w wodzie do półdupka w pozie zupełnie nie kuszącej. Zamiast biegać rano wokół hotelu, wjeżdżałam wyciągiem na Szymoszkową i zjeżdżałam na nartach łapiąc słońce, póki nie było jeszcze zbyt dużo muld. Jedzenie w restauracji było całkiem smaczne, choć nie serwowali suszonych owoców by Ann. Spotkanie grupy na pewno było udane pod względem towarzyskim i wyrwania się z domowych obowiązków na weekend. Ale czy to był na pewno healthy weekend? Dzięki relacji uczestników na Instagramie już wiem, że z tej oferty raczej nie chciałabym skorzystać.