Zrobiłam grafik zajęć domowych w czasie kwarantanny – ile czasu na co poświęcić. Podział: praca, zabawa z dzieckiem, spacer, sprzątanie, gotowanie i chwila dla siebie (ha ha). W teorii wygląda świetnie, w praktyce zabawianie 5-latki zajmuje 80% czasu. A chwila dla siebie wypadła o godz. 23.30.
Postanowiłam zatem przerwać poranny ciąg kolorowanek, układania klocków, puzzli, budowli, wyścigów samochodowych, przeładowania zmywarki, pralki i schowałam się w łazience celem zadbania o siebie. Peeling do ciała plus żel ujędrniający to moje dzisiejsze SPA. Zadanie wykonane. Kawa do picia już mi niepotrzebna. Zresztą nie zdążyłabym jej zrobić, bo muszę śpiewać piosenkę o geometrycznych kształtach (i nie są to trójkąty i kwadraty Dawida Podsiadło). Ale czuję się znacznie lepiej.
Przy okazji krótkie denko – kawiarnie zamknięte, więc dostęp do fusów z kawy ograniczony (nie mam w domu ekspresu ciśnieniowego), więc peeling Body Boom jak znalazł. Ostry peeling o zapach kofeiny połączonej z olejkami eterycznymi – pobudza, drapie, wygładza. Potem nietłusty aloesowy żel ujędrniający. Błyskawicznie się wchłania, lekko chłodzi i nawilża. Nie żałowałam ani peelingu ani żelu. Jak SPA to SPA.