Na początku nazwa Ministerstwo Dobrego Mydła nie przypadła mi do gustu, bo długa, skomplikowana, niekoniecznie kojarzącą się z ekologią, no i w sumie literalnie rzecz biorąc żadne inne (prawdziwe) ministerstwo nie jest takie sympatyczne, jak to;)

Teraz się przyzwyczaiłam do nazwy, choć bardziej przekonują mnie ich mydła. Są świetne, miękkie, pachnące, oczywiście roślinne i z wyjątkowo dobrym składem. Na czym polega ta wyjątkowość? Składnikiem naturalnych mydeł jest często olej palmowy. Sęk w tym, że pozyskiwanie go to karczowanie lasów tropikalnych, a tym samym pozbawianie orangutanów i innych podobnych gatunków ich domów. Dosłownie. W internecie krążą zdjęcia smutnych małpek przyczepionych kurczowo do ostatniego drzewa, bo im te drzewa są niezbędne do życia.

Także kupowanie ekologicznego mydła tylko dlatego, że nie zawiera sodium tallowate (tłuszczu zwierzęcego) to już za mało. Trzeba jeszcze patrzeć, czy w składzie jest sodium palmate. W składzie mydeł z Ministerstwa Dobrego Mydła ten składnik jest, ale przy nim jest gwiazdka-odnośnik. I co możemy przeczytać poniżej? Że ten olej palmowy został zebrany bez szkody dla środowiska naturalnego i gatunków obok żyjących. To oznacza, że małpki dalej mają gdzie mieszkać, więc mamy czyste sumienie, że nasze naturalne mydło nie wyrządziło po drodze więcej szkody niż pożytku. 

Aktualnie mam mydełko ryżowe, które ma bardzo delikatny zapach, jest miękkie i dzięki temu, że ma dobry skład, nie wysusza skóry podczas mycia. 

Mydło – niby prosta rzecz, ale jak widzicie, ważne jest też to, skąd się bierze ten naturalny skład. Bo nie chodzi o to, żeby udawać, że się jest eko, ale żeby uważnie czytać listę składników.